Strona główna Blog Strona 105

Na szukaniu miejsc do parkowania spędzamy średnio cztery dni w roku. Problem rozwiązuje opracowana przez Polaków aplikacja wspierana przez sztuczną inteligencję

Inteligentne parkowanie obejmuje czujniki internetu rzeczy, gromadzenie danych w czasie rzeczywistym i automatyczne systemy płatności obsługujące telefony komórkowe. Pojawiają się również wspierane przez sztuczną inteligencję systemy i aplikacje pomagające kierowcom szybko znaleźć miejsce parkingowe. Polacy opracowali kompletny system parkingowy, wykorzystujący technologie oparte na głębokich sieciach neuronowych i uczeniu maszynowym. – Największą zaletą tego rozwiązania jest możliwość detekcji nawet kilkudziesięciu miejsc parkingowych za pomocą jednej kamery wideo – podkreśla Łukasz Ogrodnik z Neurosoftu.

– Inteligentne systemy transportowe wykorzystują technologie, które są oparte m.in. na głębokich sieciach neuronowych i uczeniu maszynowym, dzięki czemu są w stanie prowadzić detekcję zajętości miejsc parkingowych, ale również identyfikować i śledzić pojazdy. Dzięki temu operator takiego systemu dostaje narzędzia, dzięki którym wie, gdzie jakiś konkretny pojazd w danym czasie zaparkował – tłumaczy w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Innowacje Łukasz Ogrodnik, kierownik ds. sprzedaży w firmie Neurosoft.

Inteligentne parkowanie wykorzystuje tanie czujniki IoT, gromadzenie danych w czasie rzeczywistym i automatyczne systemy płatności obsługujące telefony komórkowe. System ogranicza emisje samochodów w centrach miast, gdyż praktycznie niweluje potrzebę okrążania dzielnic miasta w poszukiwaniu parkingu. Badanie British Parking Association wykazało, że 44 proc. kierowców uważa parkowanie za stresujące doświadczenie. Spędzamy średnio cztery dni w roku na szukaniu miejsc do zaparkowania.

Połączenie aplikacji parkingowych, inteligentnego zarządzania parkingami i integracji danych może ten czas znacznie zredukować.

– Główną zaletą takiego systemu jest dostęp do informacji online, czyli tak naprawdę na żywo, chociażby w aplikacji mobilnej kierowca ma informację o tym, które miejsce w danej chwili jest wolne, również z funkcją naprowadzenia go przy użyciu ogólnodostępnych map w aplikacjach mobilnych na to konkretne wolne miejsce – wskazuje ekspert.

Na rynku nie brakuje urządzeń, które pomagają w procesie parkowania. Zautomatyzowany system parkowania, który działa poprzez wykorzystanie robotów do odbierania samochodów i ich bardziej efektywnego parkowania, został np. zainstalowany na lotnisku Lyon-Saint-Exupéry. Pomysł wykorzystania podnośników parkingowych do zarządzania miejscem parkingowym poprzez „układanie” pojazdów jeden nad drugim został już z powodzeniem przetestowany w USA, a inteligentne czujniki parkowania pozwalają w czasie rzeczywistym ocenić dostępność miejsc.

Polacy opracowali wieloczujnikowy system, który precyzyjnie określa stan zajętości parkingów.

– Przykładem takiego systemu do detekcji zajętości miejsc parkingowych jest system NeuroCar Parking Spots, za pomocą którego przy wykorzystaniu kamer wideo przetwarzamy obraz i na podstawie tych danych analizujemy zajętość danego miejsca parkingowego. To, co jest największą zaletą tego rozwiązania, to możliwość detekcji nawet kilkudziesięciu miejsc parkingowych za pomocą jednej kamery wideo, co istotnie wpływa na obniżenie kosztów instalacji i utrzymania tego typu rozwiązania – przekonuje przedstawiciel Neurosoftu.

Rozwiązanie może być stosowane na każdym rodzaju parkingu – zarówno otwartym, jak i zamkniętym. Już teraz system polskiej firmy używany jest m.in. we Wrocławiu czy czeskiej Ostrawie.

– Nieustannie obserwujemy rosnący popyt na systemy wspomagające zarządzanie obszarami parkingowymi, w szczególności tymi miejskimi, okołomiejskimi. Wynika to z faktu, że mają one realny wpływ na zwiększenie przychodów dla budżetu miast i gmin z tego tytułu – wskazuje ekspert.

Inteligentnych systemów parkowania będzie przybywać. Już teraz pojawiają się roboty, które same znajdą i ustawią samochód, a opłaty parkingowe uzależnione są m.in. od długości samochodu czy poziomu emitowanych przez niego zanieczyszczeń.

– Na pewno za kilkanaście lat, gdy obserwujemy rozwijającą się technologię, parkingi będą jeszcze bardziej przyjazne użytkownikom, tzn. nie będą wymagały od nas wychodzenia z auta i szukania drobnych przy parkomacie, ale obsługiwania płatności poprzez aplikację mobilną i przede wszystkim wskazywania tych miejsc parkingowych dużo wcześniej, zanim do nich dotrzemy – mówi Łukasz Ogrodnik.

Źródło: innowacje.newseria.pl

Polska firma stworzyła jeden z najbezpieczniejszych na świecie komunikatorów. Zainwestowali w niego właśnie były wiceprezes Netfliksa i światowy ekspert ds. cyberbezpieczeństwa

Opracowany w Polsce komunikator – uważany za jeden z najbezpieczniejszych na świecie – zaczyna podbijać globalny rynek. Rozwiązaniem polskiej spółki, które gwarantuje prywatność prowadzonych rozmów, a także sprawdza, czy telefon nie został zhakowany, interesują się rządy i służby specjalne. Znalazło się ono także w obszarze zainteresowań m.in. jednego z najbardziej znanych na świecie ekspertów ds. cyberbezpieczeństwa oraz byłego wiceprezesa Netfliksa, którzy właśnie stali się akcjonariuszami UseCrypta, twórcy komunikatora. – W ciągu ostatnich prawie dwóch lat pandemii świat zmienił się tak bardzo, że aspekt bezpieczeństwa i prywatności dodatkowo zyskał na znaczeniu i dotyczy każdego z nas – podkreśla Mitch Lowe, były wiceprezes Netfliksa. Akcjonariuszem firmy może stać się każdy użytkownik komunikatora UseCrypt Messenger.

– Dziś mało kto w pełni docenia znaczenie bezpieczeństwa i prywatności danych. To bardzo ważne, obszerne zagadnienie, które jednak dotyczy każdego z nas – podkreśla w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes Mitch Lowe, były wiceprezes Netfliksa, obecnie akcjonariusz spółki UseCrypt.

 Żyjemy w czasach, w których prywatność nie istnieje. Korzystając z urządzeń mobilnych i komputerów, udostępniamy wiele danych. Aby zachować pełną prywatność, trzeba by odłączyć się od internetu. Z drugiej strony nasze życie jest już w bardzo dużym stopniu ukierunkowane na technologię i oparte na łączności. Można jednak zwiększyć poziom prywatności, udostępniając mniej informacji – dodaje Oded Vanunu, jeden z najbardziej znanych na świecie ekspertów ds. cyberbezpieczeństwa.

Badania pokazują, że prywatność i bezpieczeństwo danych w sieci – problematyczne jeszcze przed pandemią COVID-19 – mocno ucierpiały w dobie koronawirusa. Wynika to m.in. z faktu, że tematykę związaną z pandemią szybko nauczyli się wykorzystywać cyberprzestępcy. Jak wynika z danych CERT Orange Polska, w ubiegłym roku najczęstszym zagrożeniem w sieci był phishing, czyli metoda oparta na socjotechnice, służąca hakerom do wyłudzenia haseł, numerów kart kredytowych czy kont bankowych.

– Żeby zminimalizować ryzyko, polecałbym przede wszystkim zawsze aktualizować system operacyjny i aplikacje, a po drugie – powinniśmy bardzo selekcjonować otrzymywane informacje, szczególnie te od nieznajomych. Trzeba pamiętać, że większość ataków opiera się na psychologii, co oznacza, że hakerzy chcą wywołać reakcję, przesyłają więc coś bardzo interesującego, w co użytkownik na pewno kliknie – mówi Oded Vanunu.

Według tegorocznego badania KRD i serwisu ChronPESEL.pl ponad połowa Polaków zauważyła, że w czasie pandemii COVID-19 oszuści częściej niż przed jej wybuchem próbują wyłudzić dane osobowe. W trakcie drugiej fali średnio co piąty Polak zetknął się z podejrzanym mailingiem, SMS-ami albo telefonami.

 To już nie tylko kwestia bezpieczeństwa, ale i prywatności. Chodzi też o to, żeby nie udostępniać wszystkich swoich danych osobowych bez choćby podstawowej wiedzy na temat sposobu ich wykorzystania. Jeśli ktoś nie udostępnia prywatnych informacji na temat tego, co kupuje, dokąd chodzi, kim są jego znajomi, ma możliwość ich sprzedania lub zachowania ich dla siebie – mówi Mitch Lowe. – Prywatność oznacza, że to ja – a nie Google, Facebook czy inny dostawca usług – decyduję, komu udostępnić swoje dane.

Na rosnące w czasie pandemii problemy cyberbezpieczeństwa i braku prywatności w internecie chce odpowiedzieć polska firma UseCrypt.

– Przyszłością będzie łączenie narzędzi, których używamy już teraz, ale w dużo bardziej prywatny, bezpieczny sposób. UseCrypt będzie łączył w sobie funkcje Zooma, Dropboksa i WhatsAppa. Nie chcę jednak płacić kilku różnych opłat abonamentowych – wolę korzystać z jednego kompleksowego rozwiązania – były wiceprezes Netfliksa.

UseCrypt opracował system komunikacji, uważany za jeden z najbezpieczniejszych na świecie. Bazuje na opatentowanej technologii HVKM (Hybrid Virtual Key Management) – szyfrowaniu danych opartym na podziale klucza prywatnego (RSA). Jego niepowtarzalna część jest przechowywana np. na smartfonie czy tablecie użytkownika, a druga znajduje się na serwerze. Odszyfrowanie pliku jest możliwe tylko wtedy, kiedy urządzenie i serwer zostają połączone jednocześnie online. HVKM gwarantuje w zasadzie brak technicznej możliwości dostępu do jakichkolwiek danych przez dostawcę chmury, producenta oprogramowania czy osoby trzecie, np. administratorów IT.

 Aplikacja UseCrypt z założenia powstawała z myślą o kwestiach bezpieczeństwa i prywatności. Po drugie, daje użytkownikowi możliwość zainstalowania własnego systemu przesyłania wiadomości. To oznacza, że można zainstalować aplikację w firmie do korzystania przez pracowników i zarządzać siecią jako własną, a nie współdzieloną. Jeśli chodzi o prywatność, bezpieczeństwo i budowanie społeczności użytkowników, UseCrypt to swego rodzaju rewolucja. To zupełnie nowe zjawisko, że dbałość o bezpieczeństwo i prywatność są w przypadku tej aplikacji najważniejsze – wskazuje Oded Vanunu.

Komunikator UseCrypt Messenger jest narzędziem do wymiany i przechowywania cyfrowych danych, które usuwa z tego procesu wszelkich pośredników. Aplikacja korzysta z technologii szyfrowania end-to-end, szyfrując bazę danych w urządzeniu mobilnym. To m.in. uniemożliwia – np. w przypadku kradzieży – przejęcie treści rozmów, historii połączeń czy innych danych. UseCrypt Messenger jako jedyny sprawdza też, czy urządzenie nie zostało zhakowane, dzięki czemu jego użytkownik ma pewność, że nie jest nagrywany lub podsłuchiwany.

 UseCrypt to nowy rodzaj telekomunikacji wśród ludzi, którzy chcą być wolni. To też pierwszy rodzaj telekomunikacji społecznej – czyli to będzie nasza firma, my będziemy jednocześnie jej użytkownikami i akcjonariuszami. To jest coś, co jest dzisiaj hitem na świecie – mówi Paweł Makowski, współzałożyciel UseCrypta.

Polska firma, w którą w 2019 roku zainwestował amerykański fundusz Lazar Vision Fund, już podbija swoim produktem globalny rynek. W zeszłym roku została włączona do grupy zatwierdzonych produktów bezpieczeństwa przez Ministerstwo Obrony Izraela. Z komunikatora korzysta już także m.in. Księstwo Monako, a także klienci polskiej sieci komórkowej Plus.

– Naszymi klientami są służby specjalne i inne organizacje, których wymienić nie mogę, ale UseCrypt jest przeznaczony przede wszystkim dla zwykłych ludzi, dla każdego z nas. To my mamy prawo do prywatności w kategorii telekomunikacji. To jest nowy rodzaj maila, cloudu i komunikatora, który dba też o nasz telefon, a nie tylko o sam przesył. Oczywiście rządy czy inne organizacje mogą z niego korzystać, ale główną ideą UseCrypta jest to, aby był dla ludzi, którzy chcą po prostu na co dzień trzymać swoją prywatność dla siebie – mówi Paweł Makowski.

UseCrypt w swoim portfolio ma już szereg produktów chroniących prywatność użytkowników. Oprócz komunikatora i aplikacji sprawdzającej, czy telefon nie został zhakowany, polska firma dostarcza także aplikację e-mailową i chmurową UseCrypt Safe, a także platformę do wideokonferencji UseCrypt Video oraz nową platformę streamingową UseCrypt Live, na której swoje programy i warsztaty będą prowadzić ludzie show-biznesu, w tym m.in. Cezary Pazura, Krzysztof Ibisz, Patryk Vega czy Doda.

Źródło: biznes.newseria.pl

Polacy opracowali tanią, szybką i bardzo wygodną metodę testowania na SARS-CoV-2. Do badania potrzebna jest tylko próbka śliny

Dzięki testom opracowanym przez polską firmę możliwe jest ograniczenie czasu oczekiwania na wynik testu przeciw COVID-19 z kilku godzin do zaledwie kilkudziesięciu minut. Tego typu testy są też tańsze od RT-PCR o ponad 37 proc. Choć nie są tak skuteczne jak testy PCR, są znacznie wygodniejsze dla pacjentów, ponieważ wystarczy tylko próbka śliny. Dzięki temu mogłyby się stać o wiele popularniejsze od testów, które wymagają pobrania próbek z nosogardzieli. Z badań klinicznych, prowadzonych m.in. w warszawskim Szpitalu MSWiA, wynika, że skuteczność nowego testu sięga 90 proc.

– Opracowane przez Genomtec testy w kierunku koronawirusa SARS-CoV-2 w wersji Direct, w przeciwieństwie do standardowych testów PCR, nie wymagają procesu izolacji materiału genetycznego, który zwykle trwa od 30 do nawet 50 minut. W naszym przypadku ten proces ograniczony jest do lizy termicznej, czyli podgrzania próbki z naszym buforem przez 5 minut. Mamy więc tutaj do czynienia z bardzo dużą redukcją czasu w laboratorium i jednocześnie obniżeniem kosztu całego badania – podkreśla w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Innowacje Miron Tokarski, współzałożyciel i prezes zarządu Genomtec SA.

Test typu Direct wykonywany jest nie z wymazu pobieranego z nosogardzieli, lecz z próbki śliny, którą badana osoba wypluwa do specjalnej spluwaczki. Takie rozwiązanie eliminuje nieprzyjemne doznania, na które uskarżali się pacjenci w przypadku testów RT PCR. Są też one częstym powodem tego, że chory nie wykonuje testu.

– Wymagane jest to, żeby pacjent przez 30 minut przed badaniem nie spożywał posiłku, nie pił, nie palił papierosów, nie mył zębów, to jest jedyny wymóg, jaki musi spełnić przed badaniem. Takie testy można przeprowadzać nawet codziennie, jeśli jest taka potrzeba. W badaniach przeprowadzonych za granicą jest wykazane, że kiedy jest możliwość oddania śliny, pacjenci znacznie częściej i chętniej podchodzą do tego badania, a nie ukrywają tego zakażenia w domu – mówi Miron Tokarski.

Wynik badania pojawia się już po niecałej godzinie od pobrania próbki, podczas gdy standardowe testy wymagają oczekiwania przez pacjenta co najmniej kilku godzin. Uproszczenie procesu badania próbki przekłada się też na niższy koszt wykonania testu. Cena dla pacjenta, jaka obowiązuje w laboratoriach, to średnio 240–250 zł, podczas gdy wykonanie testu RT-PCR kosztuje 370–400 zł. Nowy rodzaj testu nie jest jednak refundowany przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Bezpłatnie można go wykonać tylko w ramach badań klinicznych.

– Te testy są przeprowadzane m.in. przez Centralny Szpital Kliniczny MSWiA w Warszawie. Okazało się, że czułość naszego testu przekracza 90 proc., co w przypadku śliny jest bardzo dobrym rezultatem. Test wykrywa wszystkie zidentyfikowane przez WHO mutacje, również wariant Delta – podkreśla współzałożyciel i prezes zarządu Genomtec SA.

Według Grand View Research wielkość światowego rynku diagnostyki COVID-19 w 2020 roku osiągnęła poziom ponad 84 mld dol. W latach 2021–2027 będzie rosnąć w średniorocznym tempie na poziomie 3,1 proc. Oznacza to, że w 2027 roku przychody osiągną pułap ponad 104 mld dol.

Genomtec planuje wprowadzić swoje rozwiązanie na światowe rynki.

Źródło: innowacje.newseria.pl

Youtuberzy zaczynają korzystać ze sztucznej inteligencji i rozszerzonej rzeczywistości. Technologia sprawdzi się także w pracy lekarzy czy nauczycieli

Do 2024 roku liczba aktywnych urządzeń z technologią rozszerzonej rzeczywistości może wynieść 1,7 mld, a wartość rynku przekroczy 25 mld dol. Na rynku pojawia się coraz więcej urządzeń, także przenośnych, które pomagają wyznaczyć trasę, śledzą ruch, sprawdzają się także w zdalnej pracy i nauce. Urządzenie Pivo Pod firmy 3i może być z kolei stosowane do transmisji na żywo czy zdalnych prezentacji. Z nowej technologii korzystają już m.in. youtuberzy, lekarze czy nauczyciele. Technologia wirtualnego oprowadzania umożliwia dokładne łączenie obrazów w ciągu kilku sekund, dzięki czemu urządzenie wykorzystują też agenci nieruchomości.

Jak wynika z danych LifeTube’a – jednej z sieci partnerskich YouTube’a – skupieni w niej youtuberzy w 2020 roku zarobili łącznie ponad 42 mln zł. Z kolei z tegorocznej edycji rankingu polskich youtuberów, przygotowanego przez My Company Polska, wynika, że 10 najpopularniejszych twórców może obecnie pochwalić się łącznie blisko 36 mln subskrypcji i ponad 11 mld wyświetleń swoich filmików. Coraz większa popularność platformy YouTube, ale także pozostałych mediów społecznościowych pozwalających na dzielenie się treściami, oznacza także coraz większą konkurencję. To z kolei niesie ze sobą konieczność sięgania po coraz nowsze technologie pozwalające produkować nowoczesne treści.

Na rynku pojawia się więc coraz więcej urządzeń skierowanych właśnie m.in. do internetowych twórców. Jednym z nich jest zaprojektowany w Korei Pivo Pod.

– Pivo Pod to niewielkie urządzenie działające na bazie sztucznej inteligencji, które obecnie ma ponad 100 zastosowań. Można go używać do transmisji na żywo, zdalnych prezentacji oraz w przyszłości jako narzędzie do transmisji na żywo w dowolnym miejscu i czasie. Pozwala też na tworzenie oryginalnych treści, a także tworzenie i prowadzenie kanałów w mediach społecznościowych – mówi agencji informacyjnej Newseria Innowacje Doron Kasmi, dyrektor ds. rozwoju biznesu w 3i.

Pivo to interaktywne narzędzie do tworzenia treści oparte na technologii śledzenia SI, które umożliwia smartfonowi automatyczne rejestrowanie użytkownika podczas jego ruchu. Oferuje 12 nowych, inteligentnych trybów przechwytywania, takich jak śledzenie twarzy, obiektów i polecenia głosowe. Jego inteligentne tryby, takie jak VS, ManyMe i DoubleTake, mogą rejestrować interakcje, podczas gdy tryby Spherical Shots, Social 360 i Motion Time-Lapse odblokowują nowe sposoby rejestrowania otoczenia za pomocą smartfona.

– Mamy ponad 300 różnych trybów tworzenia rozmaitych treści i oryginalnych materiałów wideo. Można je również bezpośrednio transmitować na żywo we wszystkich mediach społecznościowych i znanych platformach, takich jak Twitch, LinkedIn czy YouTube. Urządzenia można także używać z Zoomem, Teamsami, Google Meet do wideoczatów – wymienia Doron Kasmi. 

Urządzenie ma jednak nie tylko funkcję rozrywkową. Dzięki np. technologii wirtualnego oprowadzania, która umożliwia dokładne łączenie obrazów w ciągu kilku sekund, a nie godzin, korzysta z niego również branża nieruchomości. Dzięki tej technologii można w zaledwie kilka minut stworzyć wirtualny spacer po danej inwestycji.

– Zaczynaliśmy tworzenie naszego rozwiązania biznesowego z myślą o osobach, które chcą być youtuberami, ale nie zamierzają kupować zaawansowanego sprzętu – chcą tworzyć treści online i je transmitować. Obecnie nasze urządzenie ma ponad 100 zastosowań. Korzystają z niego nauczyciele, lekarze, służy ono agentom nieruchomości do wirtualnego oprowadzania po domach, instruktorzy fitness używają go do prezentowania ćwiczeń i demonstrowania, jak można poprawić wyniki w sporcie – wskazuje dyrektor ds. rozwoju biznesu w 3i.

Urządzenie, łączące w sobie technologie rozszerzonej rzeczywistości oraz sztucznej inteligencji, jest już dostępne na rynku.

– Planujemy już ulepszanie dotychczasowych funkcji i dodawanie kolejnych warstw treści i rozwiązań, aby umożliwić transmisje na żywo z dowolnego miejsca, w czym na pewno pomoże nam technologia 5G, pozwalając na lepszą jakość transmisji i publikowania treści, a także jeszcze szybsze przesyłanie informacji, chociaż już teraz jest ono na naprawdę wysokim poziomie – mówi Doron Kasmi.

Jak szacuje ARtillery Intelligence, liczba aktywnych urządzeń rozszerzonej rzeczywistości wzrośnie do 1,73 mld w 2024 roku (przy ok. 600 mln na koniec 2020 roku). Według MarketsandMarkets rynek tej technologii jest wart już 15,3 mld dol., ale w 2025 roku może sięgnąć 25 mld dol.

źródło: innowacje.newseria.pl