Strona główna Blog Strona 106

Wiceszef MEiN: chcemy, aby doktoranci mogli ukończyć studia na uniwersytetach, które utracą uprawnienia do prowadzenia szkół doktorskich

Na jesieni planujemy nowelizację przepisów, tak, aby doktoranci studiujący w szkołach doktorskich na uniwersytetach, które utracą uprawnienie do ich prowadzenia, mieli możliwość ukończenia tam studiów i obrony pracy doktorskiej – przekazał PAP wiceszef MEiN Włodzimierz Bernacki.

Ustawa Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (obowiązuje od 1 października 2018 r.) wprowadziła nowe przepisy dotyczące prowadzonej co cztery lata ewaluacji m.in. uczelni. W ewaluacji przyznawane będą kategorie naukowe w poszczególnych dyscyplinach nauki. Od tych kategorii zaś zależy m.in. możliwość prowadzenia studiów o profilu ogólnoakademickim i nadawania stopni naukowych. Pierwsza ewaluacja miała pierwotnie objąć lata 2017-2020. Ostatecznie jednak obejmie lata 2017-2021 i rozpocznie się 1 stycznia 2022 r.

Wiceszef resortu edukacji i nauki Włodzimierz Bernacki wskazywał w lutym, że jeśli nie zostaną wprowadzone zmiany w systemie ewaluacji, to może się okazać, że sporo ośrodków uniwersyteckich straci prawo do prowadzenia szkół doktorskich. „Właściwie trzy ośrodki uniwersyteckie będą miały prawo do tak naprawdę doktoryzowania czy prowadzenia szkół doktorskich w zakresie nauk społecznych” – mówił.

W kwietniu MEiN w odpowiedzi na pytanie PAP, ilu szkołom doktorskim grozi zamknięcie, napisało m.in., że „nie jest możliwe przeprowadzenie symulacji ani estymacji w zakresie tego, jaka liczba uczelni i instytutów po przeprowadzaniu ewaluacji działalności naukowej według nowych zasad może uzyskać uprawnienia do prowadzenia szkół doktorskich, a ile może takie uprawnienia stracić”. Resort zapewnił jednocześnie, że aktualnie obowiązujące zasady ewaluacji jakości działalności naukowej nie będą skutkować masową utratą uprawnień przez podmioty systemu szkolnictwa wyższego i nauki.

Wiceszef MEiN Włodzimierz Bernacki, pełnomocnik rządu ds. monitorowania wdrażania reformy szkolnictwa wyższego i nauki, pytany przez PAP o planowane zmiany w organizacji kształcenia doktorantów powiedział, że „resort myśli o zmianach, ale jest zbyt wcześnie, by wskazywać konkrety”.

Bernacki przekazał, że na jesieni są planowane pewne zmiany w przepisach. „Rzecz, którą na pewno zrealizujemy, jest sytuacja doktorantów, którzy studiują w szkołach doktorskich w uniwersytetach, które utracą lub mogłyby utracić uprawnienia do prowadzenia szkół. Chcemy, żeby w takich sytuacjach, kiedy uniwersytet utraci takie uprawnienia, prawa do nowego naboru, doktoranci mieli możliwość ukończenia tych studiów w szkole doktorskiej i obrony pracy doktorskiej” – zapowiedział.

Jak dodał wiceminister edukacji i nauki, po zmianach przepisów „powinnością uczelni byłoby dokończenie studiów doktoranckich w tej szkole”.

Bernacki podkreślił, że przedstawiciele resortu prowadzili rozmowy z Konferencją Rektorów Akademickich Szkół Polskich (KRASP). „Na ostatnim posiedzeniu KRASP mówiłem, że taka nowelizacja jest przygotowywana” – powiedział.

Z danych udostępnionych PAP przez Krajową Reprezentację Doktorantów (KRD) wynika, że w Polsce funkcjonuje 141 szkół doktorskich.

Resort edukacji i nauki wskazywał wcześniej, że chociaż ewaluacja działalności naukowej może wpłynąć na uprawnienia podmiotów do prowadzenia szkół doktorskich, to nie jest jedynym, ani kluczowym elementem oceny jakości prowadzonego w nich kształcenia. Tym, w przypadku szkół doktorskich, jest ewaluacja jakości kształcenia.

„Będzie to ocena jakościowa realizowana przez zespół ekspertów powołanych przez Komisję Ewaluacji Nauki. Ocena będzie dokonana na podstawie raportu samooceny i wizytacji w danej szkole doktorskiej. W przypadku oceny negatywnej podmiot utraci możliwość prowadzenia szkoły doktorskiej” – podkreślono.

Z kolei w czwartek opublikowano w Rządowym Centrum Legislacji projekt noweli, który dotyczy rozporządzenia ministra edukacji i nauki o ewaluacji jakości działalności `naukowej. Zakłada on m.in. to, że szef MEiN będzie ustalał wartości referencyjne dla kategorii naukowych A, B+ i B w dyscyplinach naukowych i artystycznych, a nie – jak do tej pory – zatwierdzał decyzję Komisji Ewaluacji Nauki. Opiniowanie projektu potrwa do 28 lipca.

Źródło: https://naukawpolsce.pap.pl

Prof. Parczewski: fale zakażeń w innych krajach ewidentnie przebiegają wśród niezaszczepionych

Kolejne fale zakażeń koronawirusem w innych krajach ewidentnie przebiegają wśród osób niezaszczepionych – powiedział PAP specjalista ds. chorób zakaźnych prof. Miłosz Parczewski, komentując sytuację pandemiczną.

„Sytuację w Polsce oceniam jako stabilnie dobrą, ale mam taki niepokój, że to usypia naszą czujność. Wszędzie wokół, w całej Europie, widzi się jednak kolejną falę” – powiedział PAP lekarz naczelny ds. COVID-19 w szpitalu wojewódzkim w Szczecinie prof. Miłosz Parczewski.

Zauważył, że w Hiszpanii i Portugalii zmiany statusu epidemiologicznego widać już od jakiegoś czasu – to kraje, w których Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) wskazało „najwyższy stan alertowy”, kategorię czerwoną.

Wielka Brytania przez brexit wypadła z tego systemu nadzoru, ale też byłaby na czerwono. Widzimy wzrosty zakażeń w Izraelu, co dla nas nie ma bezpośredniego przełożenia, ale jednak mówi o tym, że nawet dobrze wyszczepione społeczeństwo może mieć problemy w kontekście nowej fali wirusa” – wskazał specjalista ds. chorób zakaźnych.

Zaznaczył, że wzrosty przypadków zakażeń raportują także Francja i Rosja „i nas to również może czekać”.

Zapytany o to, czy możliwe jest, że czwarta fala pandemii pojawi się w Polsce szybciej niż dotąd przewidywano, wskazał, że „mamy połowę lipca, epidemiologia stanęła na plus minus stu przypadkach i ani nie spada, ani nie rośnie”.

„Fala zawsze się rozpędza. Najszybciej będzie to początek sierpnia, ale raczej druga połowa. Oczywiście trudno prognozować. Nawet jeśli będzie tysiąc przypadków dziennie, dla mnie to jeszcze nie jest fala. Musielibyśmy mówić o kilku tysiącach, dziesięciu tysiącach” – mówił prof. Parczewski.

Podkreślił, że fale zakażeń w innych krajach „ewidentnie przebiegają wśród osób niezaszczepionych”.

Świat się w naturalny sposób podzieli na niezaszczepionych i zaszczepionych, czyli na tych, którzy będą chorowali i mogą zachorować ciężko versus tych, którzy nie będą chorowali i w niewielkim procencie przypadków mogą zachorować lekko” – zaznaczył lekarz.

Dodał, że wszystkie modele wskazują, że wariant delta zakaża przede wszystkim niezaszczepionych, „czyli +wyszukuje+ te osoby, choć oczywiście wirus nie +szuka+, tylko napotyka podatne osoby”.

Proszony o komentarz dotyczący liczby potwierdzonych przypadków zakażenia wariantem delta podkreślił, że trzeba pamiętać o tym, że badanych jest tylko kilka procent próbek.

„To drogie badanie, trudne technicznie, interpretacyjnie to też pewien wysiłek. Nie jest jak badanie molekularne, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, w którym wynik otrzymujemy nawet po 4-6 godzinach. Nie każda próbka będzie sekwencjonowana, bo nie ma też takiej potrzeby” – zaznaczył lekarz.

Dodał, że ponad 150 osób, u których potwierdzono wariant delta (dane przedstawił na początku tygodnia rzecznik MZ), to tylko czubek góry lodowej, a przypadków nowego wariantu jest z pewnością dużo więcej.

Zauważył też, zapytany o obostrzenia dotyczące noszenia maseczek, że WHO zrewidowała swoje zalecenia, sugerując noszenie ich w pomieszczeniach, choć jeszcze niedawno trwała dyskusja na ten temat.

„Zrzucanie masek wewnątrz pomieszczeń, gdzie jest szczególnie mieszana grupa ludzi – zaszczepionych i niezaszczepionych – nie jest dla nas do końca bezpieczne. Rzeczywiście, w tej chwili jest mało wirusa krążącego w populacji, ale kiedy będzie go więcej, podatność będzie jeszcze wyższa” – wskazał prof. Parczewski.

Zaznaczył, że w ubiegłym roku sytuacja pandemiczna w sezonie wakacyjnym była podobna „i to uśpiło nasze myślenie, postrzeganie”.

„Spodziewajmy się tego, że epidemiologia z dużym prawdopodobieństwem zwiększy się jesienią. Bądźmy na to przygotowani” – podkreślił lekarz.

Źródło: https://naukawpolsce.pap.pl

W USA zatwierdzono bardzo skuteczny lek na otyłość i nadwagę. Zmniejsza masę ciała o blisko 20 proc.

To może być przełom w leczeniu otyłości. Wyniki czterech niezależnych badań klinicznych potwierdziły, że preparat Wegovy, skuteczny dotąd w leczeniu cukrzycy, powoduje też długotrwały spadek masy ciała o 17–18 proc. Terapia zostanie uruchomiona w USA jeszcze w tym miesiącu. Lek dostarcza hormon, który odpowiada za uczucie sytości i w ten sposób zmniejsza apetyt. Na całym świecie z otyłością żyje około 650 mln dorosłych.

Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) zatwierdziła na początku czerwca zastrzyk semaglutydu do kontroli masy ciała u osób dorosłych z otyłością lub nadwagą z co najmniej jednym schorzeniem związanym z wysoką masą ciała. Wegovy ma być traktowany jako dodatek do diety o obniżonej kaloryczności i zwiększonej aktywności fizycznej.

Szacuje się, że na całym świecie z otyłością żyje około 650 mln dorosłych. Pandemia tylko pogłębiła ten problem. Leczenie otyłości trwa latami, nie zawsze jednak przynosi oczekiwane skutki. Dla takich osób lek Wegovy może się okazać przełomem.

– Zatwierdzenie Wegovy w Stanach Zjednoczonych jest wielką obietnicą dla osób z otyłością. Wiele z nich ma problemy z osiągnięciem i utrzymaniem utraty wagi z powodu reakcji fizjologicznych, które sprzyjają ponownemu przybieraniu na wadze – tłumaczy Martin Holst Lange, wiceprezes ds. rozwoju w Novo Nordisk, producencie leku. – Bezprecedensowa utrata masy ciała dzięki lekowi przeciw otyłości oznacza nową erę w jej leczeniu.

Wegovy naśladuje hormon zwany peptydem glukagonopodobnym-1 (GLP-1), który działa na obszary mózgu regulujące apetyt. Dawkę leku należy stopniowo zwiększać przez 16 do 20 tygodni do 2,4 mg raz w tygodniu. To pierwszy lek na odchudzanie zatwierdzony przez FDA od 2014 roku, jednak na rynku był już od dawna stosowany w leczeniu cukrzycy, chociaż zazwyczaj jest przepisywany w znacznie niższych dawkach (1 mg). Badania wykazały jednak, że przy zmianie dawki ma również działanie odchudzające.

Testy wykazały, że żaden inny lek pod względem skuteczności w zmniejszaniu wagi nawet nie zbliża się do Wegovy. Cztery niezależne testy kliniczne przeprowadzone na grupie ok. 4,5 tys. osób udowodniły, że średnia utrata masy ciała przy jego stosowaniu wynosi 17–18 proc. i utrzymywała się przez cały okres trwania testów (68 tygodni).

– Zatwierdzenie leku na otyłość oferuje dorosłym z otyłością lub nadwagą nową, korzystną opcję, którą można włączyć do programu leczenia – wskazuje dr med. John Sharretts, zastępca dyrektora Wydziału Cukrzycy, Zaburzeń Lipidowych i Otyłości w Centrum Oceny Leków i Badań w agencji FDA. – FDA pozostaje zaangażowana w ułatwianie opracowywania i zatwierdzania dodatkowych bezpiecznych i skutecznych terapii dla dorosłych z otyłością lub nadwagą.

Firma Novo Nordisk, producent Wegovy, już poinformowała, że terapia zostanie uruchomiona w USA jeszcze w tym miesiącu. To szansa na zdrowie dla setek milionów osób, bo otyłość powoduje poważne skutki zdrowotne.

– Około 70 proc. dorosłych Amerykanów ma otyłość lub nadwagę. To poważne problemy zdrowotne powiązane z niektórymi głównymi przyczynami śmierci, w tym chorobami serca, udarem i cukrzycą, a także ze zwiększonym ryzykiem niektórych rodzajów raka. Utrata 5–10 proc. masy ciała poprzez dietę i ćwiczenia fizyczne wiąże się ze zmniejszonym ryzykiem chorób sercowo-naczyniowych u dorosłych pacjentów z otyłością lub nadwagą  podkreśla w komunikacie prasowym amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków.

Źródło: https://innowacje.newseria.pl

Urządzenia ubieralne będą wykorzystywane w leczeniu chorób neurologicznych, takich jak parkinson czy epilepsja. Naukowcy opracowali nieinwazyjną metodę włączania i wyłączania poszczególnych neuronów

Głęboka stymulacja mózgu może być przełomem w leczeniu choroby Parkinsona czy epilepsji. Dotychczas była ona jednak możliwa tylko po skomplikowanej operacji neurologicznej. Naukowcy opracowali jednak nieinwazyjną metodę aktywowania lub wyłączania poszczególnych neuronów – z wykorzystaniem urządzenia ubieralnego. – Sonotermogenetyka ma potencjał, aby zmienić nasze podejście do badań neuronauki i odkryć nowe metody zrozumienia i leczenia zaburzeń ludzkiego mózgu – podkreśla Hong Chen, kierownik zespołu naukowego pracującego nad tą technologią medyczną.

– Dzięki głębokiej stymulacji mózgu są już pewne sukcesy w leczeniu zaburzeń neurologicznych, takich jak choroba Parkinsona czy epilepsja, jednak wymagają one wszczepienia implantów chirurgicznych – wskazuje Beth Miller z McKelvey School of Engineering na Uniwersytecie Waszyngtona w St. Louis. – Multidyscyplinarny zespół z Washington University w St. Louis opracował nową technikę stymulacji mózgu za pomocą skoncentrowanych ultradźwięków, która jest w stanie włączać i wyłączać określone typy neuronów w mózgu oraz precyzyjnie kontrolować aktywność motoryczną bez wszczepiania urządzenia chirurgicznego.

Zespół naukowy, któremu przewodniczył Hong Chen, adiunkt inżynierii biomedycznej w McKelvey School of Engineering i radioterapii onkologicznej w School of Medicine, opracował nieinwazyjną, dostosowaną do konkretnego typu komórki metodę aktywacji neuronów w mózgu ssaków. Praca stanowi połączenie genetyki z efektem ogrzewania komórek za pomocą ultradźwięków. Metoda, nazwana sonotermogenetyką, umożliwia kontrolowanie zachowania organizmu poprzez stymulację określonego obszaru mózgu.

– Nasza praca dostarczyła dowodów na to, że sonotermogenetyka wywołuje reakcje behawioralne u swobodnie poruszających się myszy, dochodząc do głębokich obszarów ich mózgów – podkreśla Hong Chen.

Naukowcy dostarczyli do genetycznie wyselekcjonowanych neuronów specjalny wektor, wrażliwy na oddziaływanie ultradźwięków. Następnie za pomocą urządzenia typu wearables do określonych neuronów w mózgu dostarczyli niewielki impuls ciepła za pośrednictwem ultradźwięków o niskiej intensywności. Aktywacja kanału jonowego za pośrednictwem wektora działała jak przełącznik, włączający lub wyłączający neurony.

– Możemy przesuwać urządzenie ultradźwiękowe noszone na głowie swobodnie poruszających się myszy, aby dotrzeć do różnych miejsc w całym mózgu – wskazuje Yaoheng Yang, absolwent inżynierii biomedycznej na Uniwersytecie Waszyngtona w St. Louis. – Ta bezinwazyjna technika może w przyszłości zostać dostosowana do dużych zwierząt i potencjalnie ludzi.

Technologia ta może przynieść rewolucję w leczeniu chorób o podłożu neurologicznym, takich jak choroba Parkinsona czy epilepsja. Po pierwsze, jest ona bezinwazyjnym sposobem wywoływania reakcji, dotychczas możliwych tylko dzięki poważnej interwencji neurochirurgicznej. Po drugie, stymulacja neuronów może się odbywać bez wykorzystania zaawansowanego sprzętu medycznego, lecz za pomocą na przykład smartwatcha.

Źródło: https://innowacje.newseria.pl