Strona główna Blog Strona 11

Potencjał geotermii w krajowym ciepłownictwie nie jest w pełni wykorzystywany. Zainteresowanie samorządów i inwestorów powoli rośnie

Geotermia jest stabilnym źródłem czystej energii, które nie zależy od pogody. Może stanowić alternatywę dla ropy, gazu czy węgla, zwłaszcza że zasoby eksploatacyjne tej energii odpowiadają mniej więcej połowie rocznej produkcji ciepła koncesjonowanych wytwórców ciepła w Polsce. Mimo to są zagospodarowywane tylko w niewielkim stopniu. W ostatnich latach widać jednak rosnące zainteresowanie geotermią wśród krajowych inwestorów, czemu sprzyja też coraz większa dostępność finansowania takich inwestycji ze środków NFOŚiGW.

Jak pokazuje ubiegłoroczny raport NIK, Polska dysponuje zasobami wód geotermalnych, które mogłyby zaspokoić około połowy krajowego zapotrzebowania na ciepło. Udział energii geotermalnej w pozyskaniu OZE jest jednak w Polsce najniższy spośród dziewięciu podstawowych nośników tej energii i od lat zmienia się tylko w niewielkim stopniu. Jak wynika z danych Ministerstwa Klimatu i Środowiska, 40–55 proc. powierzchni Polski obejmują swoim zasięgiem zbiorniki geotermalne. 491 ciepłowni jest zlokalizowanych w zasięgu perspektywicznych zbiorników geotermalnych. Ponad 2140 istniejących ciepłowni o mocy powyżej 1 MW wykorzystuje paliwa konwencjonalne, a jedynie kilka geotermię. W Polsce instalacje geotermalne dostarczające ciepło do systemu ciepłowniczego działają w siedmiu lokalizacjach: Mszczonowie, Poddębicach, Podhalu, Pyrzycach, Stargardzie, Uniejowie oraz od 2022 roku w Toruniu.

– Geotermia to stabilne źródło, które działa niezależnie od warunków pogodowych, niezależnie od pory roku czy dnia. Jeżeli już tę wodę uruchomimy i zacznie płynąć, to ona płynie cały czas w tej samej ilości i jest to duże, efektywne źródło zielonego ciepła – mówi agencji Newseria Biznes dr Bogdan Noga, zastępca dyrektora pionu projektowania ds. geologii, Multiconsult Polska.

W kilku ostatnich latach widać rosnące zainteresowanie geotermią wśród krajowych inwestorów. Wykorzystanie energii geotermalnej stanowi bowiem dobrą alternatywę dla spalania paliw kopalnych – zmniejsza zależność od niestabilnych rynków i cen gazu, ropy czy węgla.

– Wody termalne mogą z pewnością pomóc ograniczyć wykorzystanie gazu i współuczestniczyć w miksie energetycznym. Szczególnie w rejonie Łodzi, Koła, Konina, Szczecina, gdzie mają one wysokie temperatury, sięgające 80 stopni Celsjusza i jest ich tam dużo, co pozwala pozyskać bardzo dużą ilość ciepła geotermalnego. W mniejszym stopniu jest to też rejon Warszawy, czyli niecka brzeżna, gdzie te wody mają temperaturę ok. 60 stopni Celsjusza. Tutaj wody termalne będą miały zdecydowanie mniejszy udział w miksie energetycznym, natomiast jest to udział wart rozważenia – mówi dr Bogdan Noga.

Aby źródła termalne mogły zostać wykorzystane w celach energetycznych, potrzebne są dwa elementy – odpowiednio wysoka temperatura i wydajność otworu. W Polsce najlepsze warunki do rozwoju geotermii występują w pasie od Szczecina do Łodzi oraz w okolicach Zakopanego, gdzie można się spodziewać temperatury wody w złożu powyżej 80 stopni Celsjusza przy wydajności na poziomie 150 m3 na godzinę.

– Wodę termalną w energetyce można też wykorzystać do produkcji energii elektrycznej, na świecie są takie przypadki. Jednak w Polsce ta woda ma zbyt niską temperaturę i wydajność, dlatego w Polsce produkujemy z niej głównie ciepło – mówi ekspert Multiconsult Polska.

Pozyskanie energii z wód termalnych wymaga wiercenia dwóch otworów o głębokości minimum 1200 m. Pierwszym woda jest pobierana do instalacji geotermalnej, gdzie następuje odebranie od niej ciepła. Drugim otworem jest pompowana – po schłodzeniu – z powrotem pod ziemię, gdzie ponownie ogrzewa się w sposób naturalny i znowu może zostać zatłoczona do instalacji. Jest to więc niewyczerpane źródło odnawialnej energii, którego wydajność pozostaje stabilna w długim okresie, niezależnie od warunków pogodowych. Co istotne jeden taki tzw. dublet geotermalny (otwór wydobywczy i otwór chłonny) może – w zależności od konkretnych warunków hydrogeologicznych i możliwości odbioru ciepła – zapewnić od kilku do kilkunastu megawatów mocy cieplnej, zaspokajając potrzeby kilku tysięcy gospodarstw domowych.

W raporcie opublikowanym pod koniec ubiegłego roku Multiconsult Polska zwraca uwagę, że dla wielu podmiotów i samorządów, zwłaszcza tych mniejszych, barierą w dalszym ciągu pozostają koszty tego typu inwestycji. Przykładowo wywiercenie dwóch otworów na głębokość 2 tys. m w okolicach Łodzi to koszt ok. 40 mln zł netto, a dla mniejszych zakładów ciepłowniczych zaangażowanie takich środków bywa wyzwaniem.

– W ostatnich latach geotermia w Polsce jest bardzo mocno wspierana przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Uruchomiono program, w którym można pozyskać 100 proc. dofinansowania na pierwszy otwór geotermalny, tzw. otwór badawczy, przy czym to NFOŚiGW bierze na siebie ryzyko związane z tym, że inwestor może uzyskać niższe parametry wody termalnej, niż można byłoby się tego spodziewać – wyjaśnia dr Bogdan Noga.

Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej prowadzi program „Udostępnianie wód termalnych w Polsce”, który dotyczy dofinansowania prac i robót geologicznych związanych z poszukiwaniem i rozpoznawaniem złóż wód termalnych w celu ich udostępnienia.

– Obecnie są również nabory do kolejnego programu, nazwanego Polska Geotermia Plus, gdzie przedsiębiorcy mogą dostać do 50 proc. dofinansowania na drugi otwór, czyli otwór chłonny, i budowę całej instalacji geotermalnej – mówi ekspert. – Otworów badawczych mamy już w Polsce kilkanaście, teraz konieczne byłoby wykonanie otworów chłonnych i całych instalacji geotermalnych. Dobrze byłoby, gdyby dotacja na ten cel była wyższa niż te 50 proc., co niewątpliwie skusiłoby przedsiębiorców do mocniejszego przyjrzenia się geotermii.

Multiconsult Polska jest inżynierem kontraktu i pełni nadzór geologiczny dla inwestycji w Piastowie pod Warszawą, gdzie od kilku tygodni trwają prace wiertnicze związane z wykonaniem otworu geotermalnego Piastów GT-1 o docelowej głębokości 1940 m. Przewidywana temperatura wody pozyskanej z otworu szacowana jest na 43–47 stopni Celsjusza, a jej wydajność ma sięgnąć około 150 m³/h. Po zakończeniu drążenia otworu geotermalnego spółka wykona dokumentację hydrogeologiczną, która jest kluczowa dla podjęcia dalszych prac w zakresie wybudowania i uruchomienia ciepłowni geotermalnej.

– Można powiedzieć, że czterdzieści kilka stopni to jest za niska temperatura, aby ją wykorzystywać w sieciach ciepłowniczych. Jednak obecna technologia pozwala tę wodę termalną schłodzić do około 20 stopni, natomiast za pomocą pomp ciepła w górnym źródle uzyskać temperaturę około 80 stopni Celsjusza. Tak więc woda ta będzie wykorzystywana do celów ciepłowniczych i mieszkańcy Piastowa w jakimś stopniu będą ogrzewani ciepłem z odnawialnego źródła – wyjaśnia zastępca dyrektora pionu projektowania ds. geologii w Multiconsult Polska. – W ostatnich dwóch edycjach rozpoznania budowy geologicznej kraju, czyli to jest program finansowany przez NFOŚiGW, powstaną 22 otwory. Sześć już zostało wykonanych, obecnie wiercimy dwa kolejne, czyli w Piastowie i Wołominie, również w Oławie.

Jak informuje Ministerstwo Klimatu i Środowiska, rozwój geotermii jest jednym z celów Polityki energetycznej Polski do 2040 roku. Resort w ubiegłym roku przygotował „Wieloletni Program Rozwoju Wykorzystania Zasobów Geotermalnych w Polsce”, który jest mapą drogową dla tego obszaru do 2040 roku, z perspektywą do 2050 roku. Dokument składa się z dziewięciu punktów, uwzględniających potencjał geotermii płytkiej oraz nisko-, średnio- i wysokotemperaturowej, magazynowanie energii, minimalizowanie ryzyka inwestycyjnego oraz proponowane zmiany legislacyjne. W ramach programu zaproponowano m.in. zagospodarowanie energii geotermalnej w 114 istniejących ciepłowniach o mocy powyżej 5 MW. Do 2040 roku zaplanowano wykonanie 78 otworów badawczych oraz 78 instalacji geotermalnych o sumarycznej mocy 290 MW. Koszt realizacji programu do 2050 roku oszacowano na ponad 49 mld zł.

https://biznes.newseria.pl/

Bio-Gąbka – biopreparat do usuwania leków i fenolu w oczyszczalni ścieków

Bio-Gąbka to biopreparat usuwający pozostałości leków – takich jak paracetamol czy ibuprofen – w oczyszczalniach ścieków. Nośnikiem odpowiedzialnych za to bakterii jest naturalna gąbka roślinna, która po czasie ulega biodegradacji. Autorkami rozwiązania są badaczki z UŚ.

Zespół badawczy opracowujący to rozwiązanie z Wydziału Nauk Przyrodniczych Uniwersytetu Śląskiego tworzą: dr Anna Dzionek, dr Agnieszka Nowak, dr hab. Danuta Wojcieszyńska, prof. UŚ, oraz dr hab. Urszula Guzik, prof. UŚ. Rozwiązanie, zgłoszone do ochrony patentowej, opracowano w ramach projektu finansowanego z NCBiR.

„Bio-Gąbka to taka biologiczna szczepionka zdolna do degradacji paracetamolu i wybranych niesteroidowych leków przeciwzapalnych (takich jak naproksen czy ibuprofen) oraz fenolu. Jej głównym zadaniem jest wspomaganie w tym zakresie miejskich i przydomowych oczyszczalni biologicznych. Nasz preparat jest w stanie usunąć zanieczyszczenia, zanim trafią one do środowiska i zaczną wywierać negatywny wpływ na organizmy żywe, w tym również na człowieka” – powiedziała PAP jedna z autorek rozwiązania dr Anna Dzionek.

Preparat bazuje na naturalnej gąbce roślinnej typu Luffa (Loofah), którą uzyskuje się z miąższu owocu zwanego gąbczakiem; jest ogólnodostępna w sklepach i wykorzystywana m.in. do mycia i masażu ciała.

Na tej gąbce – o wymiarach około 2x1x1 cm – zostały unieruchomione (immobilizowane) szczepy bakterii, które rozkładają paracetamol i niesteroidowe leki przeciwzapalne do dwutlenku węgla i wody. „Opracowana przez nas mieszanka bakterii została specjalnie wyselekcjonowana właśnie pod kątem zdolności do pełnego rozkładu farmaceutyków. Bakterie wykorzystują te toksyczne związki jako źródło energii, czyli pożywienie, a tym samym eliminują je ze środowiska” – tłumaczyła Anna Dzionek.

Zdjęcie spod mikroskopu skaningowego gąbki luffa. Fot. Anna Dzionek

Bakterie pracują około 4 tygodni, później ich wydajność spada. Z kolei gąbka ma żywotność około 3 miesięcy – po tym czasie ulega biodegradacji. „Jej naturalny rozkład jest dużą zaletą naszego rozwiązania, ponieważ nie trzeba później usuwać pozostałości po niej. Zresztą, bakterie też są ‘bio’ – nie są wytwarzane w laboratorium na drodze modyfikacji genetycznej, ale zostały wyizolowane ze środowiska. Wprowadzając je do środowiska nie zakłócamy więc równowagi ekologicznej, bo przecież te bakterie stamtąd pochodzą” – podkreśliła Anna Dzionek.

Jak wskazały naukowczynie, sam koszt produkcji takiej Bio-Gąbki nie jest wysoki – gąbka to łatwo dostępny materiał roślinny, a sam proces immobilizacji („włożenia” bakterii do nośnika) też nie jest wymagający technologicznie. „Bio-Gąbka jest zdecydowanie tańszym rozwiązaniem niż np. metody fizykochemiczne, które dzisiaj są powszechnie używane i uważane za najlepsze w kwestii usuwania farmaceutyków w oczyszczalniach ścieków. Są one jednak mniej bezpieczne dla środowiska, ponieważ charakteryzują się małą specyficznością i mogą być przyczyną niekontrolowanych reakcji w środowisku” – wskazała dr hab. Urszula Guzik, prof. UŚ.

W założeniu Bio-Gąbka ma wspomagać osad czynny w oczyszczalniach biologicznych. „W biologicznych oczyszczalniach ścieków, owszem, istnieje bardzo złożony mikrobiom, ale niestety nie jest on wciąż dostosowany do skutecznego usuwania farmaceutyków. Nasz preparat może pomóc rozwiązać ten problem, przynajmniej w kwestii niesteroidowych leków przeciwzapalnych” – oceniła Urszula Guzik.

Dotychczasowe badania były prowadzone w warunkach laboratoryjnych. Teraz naukowczynie są w trakcie rozmów z zainteresowanymi oczyszczalniami ścieków, aby rozwiązanie przetestować w rzeczywistych warunkach.

W ocenie Urszuli Guzik rozwiązanie ma potencjał wdrożeniowy również ze względu na wdrażane unijne przepisy tzw. dyrektywy ściekowej. „Nowe przepisy nakładają na oczyszczalnie ścieków obowiązek monitorowania i usuwania różnych farmaceutyków. Wśród nich jest wymieniony diklofenak, na który działa nasz biopreparat. Oczyszczalnie muszą się zacząć interesować tym tematem, ponieważ niebawem zobowiąże ich do tego prawo” – powiedziała.

Rozwiązanie opracowano w ramach projektu pn. „Preparat stymulujący degradację niesteroidowych leków przeciwzapalnych w oparciu o immobilizowane na naturalnym nośniku szczepy bakterii”, finansowanego z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.(PAP)

Nauka w Polsce

Rośnie akceptacja Polaków dla rozwoju telekomunikacji, w tym 5G. Wciąż jednak pokutuje wiele mitów na temat pola elektromagnetycznego

57 proc. Polaków deklaruje, że chce korzystać z nowych generacji sieci komórkowych 5G czy 6G. To zdecydowany wzrost w porównaniu z 2021 rokiem, kiedy taką otwartość deklarowało jedynie 37 proc. – wynika z badania Kantar Polska i KUL na zlecenie Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Pokazuje ono także, że pole elektromagnetyczne, związane z budową sieci 5G, wciąż budzi wiele obaw, szczególnie w kontekście jego wpływu na zdrowie. Zdaniem ekspertów takie obawy wynikają z braku wiedzy na ten temat i podkreślają oni potrzebę dalszej edukacji społeczeństwa na temat tego zjawiska.

 Jako Polacy jesteśmy generalnie bardzo otwarci na nowinki technologiczne, lubimy je, pod pewnymi względami wręcz przodujemy. Tutaj bardzo dobrym przykładem jest nasza otwartość na najnowsze rozwiązania w bankowości, płatności telefonem czy zegarkiem. Kiedy wyjeżdżamy na Zachód i pokazujemy te funkcje, to w niektórych krajach patrzą na nas ze zdziwieniem – mówi agencji Newseria Biznes Andrzej Dulka, prezes Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. – Dobrym sprawdzianem okazał się też okres pandemii, kiedy dość sprawnie udało nam się wejść w zdalną pracę i naukę. Biznes też wyszedł z tego okresu z mniejszymi stratami właśnie dzięki otwartości naszego społeczeństwa na innowacje.

Z badania „Postawy Polaków wobec nowych technologii”, przeprowadzonego przez Kantar Polska i Katolicki Uniwersytet Lubelski na zlecenie Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji, wynika, że Polacy najczęściej korzystają z rozwiązań technologicznych do kontaktów z rodziną i znajomymi (telefon, połączenia wideo – 73 proc. badanych). W dalszej kolejności wymieniane są: nawigacja (mapy online, wyznaczanie tras – 48 proc.) i bankowość elektroniczna (47 proc.), zakupy online (43 proc.), wrzucanie treści za pomocą portali społecznościowych (42 proc.) oraz załatwianie spraw urzędowych przez internet (41 proc.).

 Co ciekawe w porównaniu do badania z 2021 roku w najnowszym badaniu wyszło, że Polacy zwiększyli istotnie korzystanie z telemedycyny, którą bardziej bym powiązał z telediagnostyką. Odsetek wzrósł z 17 proc. do 27 proc. Jest to prawdopodobnie efekt narzędzi, które powstały w czasie COVID-u, i teraz odcinamy kupony, przenieśliśmy się do zdalnej diagnostyki, zdalnych recept i korzystamy z technologii bezprzewodowych w medycynie – mówi Mariusz Busiło, ekspert Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji ds. promieniowania elektromagnetycznego.

Zdecydowana większość Polaków chce mieć dostęp do nowoczesnych technologii. Ponad połowa (57 proc.) deklaruje, że chętnie skorzysta z technologii 5G czy 6G. To zdecydowanie więcej niż jeszcze w 2021 roku, kiedy tylko 37 proc. badanych było otwartych na nowe generacje sieci komórkowych.

– Prawie 70 proc. Polaków uważa też, że te nowe sieci, nowe technologie są potrzebne do tego, żeby Polska się rozwijała społecznie i gospodarczo – zauważa Mariusz Busiło.

Polacy doceniają również korzyści płynące z cyfryzacji usług publicznych – ponad połowa badanych oczekuje rozwoju inteligentnych systemów miejskich, takich jak systemy monitoringu, inteligentne systemy transportowe czy systemy zarządzania ruchem drogowym.

– Miasta zarządzają m.in. transportem, jakością powietrza, kontrolują jakość wody – to wszystko są rozwiązania smart – mówi Andrzej Dulka. – Wszyscy chcemy, żeby nasze aplikacje miejskie łączyły w sobie wygodę podróżowania środkami miejskimi, chcemy wiedzieć, gdzie i jak dojechać. Oczekujemy, że te najnowsze rozwiązania technologiczne będą informowały nas o koncertach i wydarzeniach, w których chcemy wziąć udział, informowały o tym, kiedy zostaną odebrane śmieci, kiedy spod naszego domu zostaną odebrane przedmioty wielkogabarytowe. Wszystko to chcemy mieć na smartfonach.

Mimo rosnącej świadomości dotyczącej korzyści, jakie niesie ze sobą rozwój telekomunikacji, wciąż silne są obawy przed tym, jak ona wpływa na zdrowie.

 Istnieje bardzo duży związek między niedoinformowaniem, brakiem wiedzy na temat jakiegoś zjawiska a lękiem przed tym zjawiskiem. On występuje w przypadku wielu nowych technologii, czego przykładem są obawy przed polem elektromagnetycznym. Ludzie nie wiedzą, co to jest, z czym mają do czynienia, a to wywołuje ogromny niepokój. Tymczasem promieniowanie elektromagnetyczne, które jest związane z naszym życiem codziennym, telefonią komórkową, nie ma nic wspólnego z promieniowaniem jonizującym, atomowym. Kiedy ktoś słyszy słowo „promieniowanie”, a nie ma żadnej wiedzy na ten temat, to od razu kojarzy mu się z Czarnobylem czy Fukushimą. To wynika właśnie z niedoinformowania – mówi Andrzej Krawczyk, profesor elektrotechniki i informatyki, prezes Polskiego Towarzystwa Zastosowań Elektromagnetyzmu.

Z badania wynika, że 86 proc. Polaków nie zetknęło się w ostatnim czasie z informacjami na temat pola elektromagnetycznego. Tylko 14 proc. spotkało się z wiadomościami na temat PEM m.in. w prasie, radiu, telewizji lub social mediach. Jednak mniejsze natężenie dyskusji wokół tego tematu nie przełożyło się na spadek związanych z nim obaw – wciąż nieco ponad połowa Polaków (51 proc.) wprost uważa, że pole elektromagnetyczne jest szkodliwe dla zdrowia. Jest to w ostatnich latach, zwłaszcza w kontekście budowy sieci 5G, przedmiotem częstych skarg mieszkańców polskich samorządów. Jednocześnie raporty Generalnego Inspektoratu Ochrony Środowiska pokazują, że dopuszczalne normy pól elektromagnetycznych nie są w Polsce przekroczone. O braku negatywnego wpływu PEM są przekonane częściej osoby lepiej wykształcone, o dobrej sytuacji materialnej i dużo korzystające z sieci.

 Przeprowadziliśmy przegląd programów nauczania fizyki w szkole średniej i one pokazują, że zjawisko pola elektromagnetycznego pojawia się w nich bardzo rzadko i w bardzo ograniczonym zakresie. Dlatego – chociaż pole elektromagnetyczne jest zjawiskiem znanym od ponad 200 lat – nie jest ono rozpoznawanym, powszechnym zagadnieniem – mówi prof. Andrzej Krawczyk. – Wyjściem z tego impasu jest przede wszystkim szersza edukacja na poziomie szkolnym, która spowoduje, że poziom wiedzy o polu elektromagnetycznym będzie większy.

– Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji od lat prowadzi w tym celu programy edukacyjne, staramy się upowszechniać wiedzę na temat pola elektromagnetycznego, bez którego nie mielibyśmy zasięgu. Wraz z naukowcami oraz ekspertami z różnych dziedzin techniki i nauki współprowadzimy m.in. blog naukowy „Na fali nauki”, mamy stronę informacyjną z materiałami edukacyjnymi badzwzasiegu.pl i angażujemy się we wszystkie inne inicjatywy, spotykamy się na piknikach naukowych, staramy się odwiedzać społeczności lokalne, współpracujemy z Instytutem Łączności, który ze strony rządowej również prowadzi podobną kampanię edukacyjną – wylicza Mariusz Busiło.

https://biznes.newseria.pl/

Odchodzenie od węgla następuje zbyt wolno. W tym tempie świat zmierza w kierunku ocieplenia o 3 stopnie

Zużycie energii z węgla nie zmniejsza się wystarczająco szybko – ostrzegają szwedzcy naukowcy. Z ich analizy zobowiązań poszczególnych krajów dotyczących dekarbonizacji wynika, że w tym tempie nie uda się osiągnąć celu porozumienia paryskiego, jakim jest ograniczenie ocieplenia klimatu do maksymalnie 2 stopni do końca wieku. Bardziej realny scenariusz to wzrost temperatury o co najmniej 2,5, a nawet o 3 stopnie Celsjusza. W Europie w odchodzeniu od węgla przodują Niemcy, z kolei polska gospodarka wciąż jest i najprawdopodobniej długo jeszcze będzie silnie uzależniona od tego surowca. Globalna optyka wskazuje natomiast, że największy problem z dekarbonizacją będzie miała Azja.

Grupa szwedzkich naukowców z Politechniki Chalmers i Uniwersytetu w Lund w ramach programu Mistra Electrification przeanalizowała zobowiązania 72 krajów dotyczące wycofywania węgla w latach 2022–2050. Z analiz tych wynika, że zobowiązania te obejmują teraz ok. 17 proc. światowych jednostek węglowych, ale ich wpływ na globalną emisję CO2 pozostaje zbyt mały w stosunku do potrzeb, jakie przed państwami stawia porozumienie paryskie. Umowę w 2015 roku podpisały 194 kraje i Unia Europejska. Ma ona na celu ograniczenie do 2100 roku wzrostu globalnej temperatury do znacznie poniżej 2 stopni Celsjusza i kontynuowanie wysiłków na rzecz osiągnięcia poziomu 1,5 stopnia. Zdaniem naukowców tylko to pozwoli uniknąć katastrofalnych skutków zmian klimatycznych.

– Wskaźnik wycofania węgla potrzebny, aby osiągnąć cel ograniczenia wzrostu temperatury o 1,5 czy 2 stopnie, różni się znacznie w zależności od regionu – mówi w wywiadzie dla agencji Newseria Innowacje Jessica Jewell, profesor Politechniki Chalmers w Göteborgu w Szwecji. – Aby osiągnąć założenie porozumienia paryskiego, musimy naśladować najambitniejsze plany wycofania węgla, jakie istnieją na świecie. Wszystkie kraje muszą odchodzić od eksploatacji węgla w takim tempie jak Niemcy, aby zrealizować cel ograniczenia wzrostu temperatury o 2 stopnie.

W najbardziej optymistycznych scenariuszach naukowców ten cel jest jeszcze do zrealizowania, ale zakładają one m.in. to, że zarówno Chiny, jak i Indie zaczną odchodzić od węgla w ciągu pięciu lat, a tempo tego procesu będzie tak szybkie jak w Wielkiej Brytanii i szybsze, niż zadeklarowały Niemcy.

– W Chinach i Indiach w celu ograniczenia wzrostu temperatury o 1,5 stopnia tempo wycofania węgla musi przyspieszyć powyżej 30 proc., a w niektórych scenariuszach ponad 50 proc. Oznacza to, że połowa systemów energetycznych będzie musiała przejść z zasilania węglem na źródła niskoemisyjne – mówi  Jessica Jewell.

Unia Europejska zobowiązała się do tego, że do 2050 roku jako pierwsza na świecie gospodarka stanie się neutralna klimatycznie. Już do 2030 roku unijne emisje mają zostać ograniczone o co najmniej 55 proc. w porównaniu z poziomami z 1990 roku. Wśród liderów zmian naukowcy wymieniają Niemcy, które znacząco przyspieszają odchodzenie od węgla w stosunku do innych krajów i do swoich historycznych poziomów.

Analiza naukowców wskazuje jednak, że dziś bardziej realistyczny jest scenariusz, w którym średnia temperatura na Ziemi do 2100 roku wzrośnie nawet o 3 stopnie. Na trudności w ograniczaniu zużycia węgla wpływ może mieć kilka istotnych czynników.

– Pierwszym z nich jest opór polityczny. Wycofanie węgla ma negatywny wpływ na niektóre regiony, które są zależne od węgla, a także na pewne sektory, których działalność opiera się na wydobyciu węgla. Drugim z wyzwań jest kwestia sprawiedliwości. Trudniej będzie w szybszym tempie zrezygnować z węgla w Azji niż w Europie. Trzecie wyzwanie dotyczy bezpieczeństwa i jest szczególnie wyraźnie widoczne w Europie w kontekście wojny pomiędzy Rosją a Ukrainą, która nasiliła obawy dotyczące dostaw gazu ziemnego. Kilka krajów europejskich poinformowało o możliwych opóźnieniach w procesie dekarbonizacji. Na szczęście nie jest ich dużo i stanowią one niewielki odsetek europejskich jednostek węglowych – wymienia badaczka z Politechniki Chalmers.

Jak podkreślają naukowcy, dotyczy to ok. 10 proc. zobowiązań.

 Kraje inwestują w źródła niskoemisyjne, a także zaczynają na poważnie zajmować się kwestiami sprawiedliwości i inwestować w sprawiedliwe zmiany energetyczne. Zamiast skupiać się na ekonomicznych i technicznych konsekwencjach rezygnacji z węgla, zaczynają zwracać uwagę na skutki społeczne i polityczne i przeznaczać środki na przeciwdziałanie im – mówi Jessica Jewell. – Niemcy zobowiązały się do przeznaczenia 60 mld euro na rekompensaty dla regionów dotkniętych takimi konsekwencjami.

Polska jest jednym z krajów, których gospodarka jest silnie oparta na wykorzystaniu węgla. Z danych przytaczanych przez Główny Instytut Górnictwa wynika, że w 2040 roku jedna trzecia wytwarzanej w Polsce energii elektrycznej nadal będzie pochodzić z węgla kamiennego. Łączne zużycie tego paliwa w energetyce i ciepłownictwie wyniesie wówczas ponad 26 mln t.

 Sytuacja w Polsce dotycząca węgla jest zbliżona do Niemiec i może to być przydatna analogia. W przyszłości dekarbonizacja może być łatwiejsza, ponieważ źródła energii alternatywne dla węgla stają się coraz tańsze. Polska może podjąć pewne działania. Warto spojrzeć na inne kraje, które rozpoczęły już proces wycofywania węgla. Na przykład Niemcy rozpoczęły go od zamknięcia starszych elektrowni, nierentownych kopalń i wycofania dopłat do węgla. Gdyby Polska wprowadziła niektóre z tych zmian, byłby to dobry początek. Ostatecznie chodzi również o powstanie konkurencyjnych sektorów, które będą w stanie wytwarzać stabilną, bezpieczną i niskoemisyjną energię, jednocześnie tworząc miejsca pracy – wskazuje badaczka.

https://innowacje.newseria.pl