Strona główna Blog Strona 20

Zachęty finansowe mogą zwiększyć wyszczepialność. Naukowcy nie zaobserwowali negatywnych skutków takich praktyk

Ludzie, którzy otrzymają niewielką kwotę za przyjęcie szczepionki, chętniej korzystają z takiej ochrony przeciw zakażeniom  dowodzą naukowcy z Uniwersytetu w Lozannie. Wyniki dwóch eksperymentów przeprowadzonych w Szwecji i Stanach Zjednoczonych nie wykazały negatywnych skutków takiej polityki. Jak twierdzą autorzy badania, ich praca może ułatwić decydentom podejmowanie decyzji co do stosowania zachęt finansowych w programach szczepień.

– Zwykle obserwujemy, że zachęty finansowe przyczyniają się do zwiększenia odsetka podejmowania pozytywnych działań. Rzadko zdarza się, że odnoszą one odwrotny skutek. W kontekście szczepień na COVID-19 widzimy, że zachęty zwiększają poziom wyszczepienia wśród uczestników – informuje w wywiadzie dla agencji Newseria Innowacje Armando N. Meier, starszy pracownik naukowy na Uniwersytecie w Lozannie, zajmujący się badaniami z dziedziny ekonomii i zdrowia publicznego.

W badaniu, którego wyniki zostały opublikowane w styczniu na łamach czasopisma „Nature”, zostały przeprowadzone dwa eksperymenty mające ocenić konsekwencje oferowania zachęt finansowych za przyjęcie pierwszej dawki szczepionki przeciwko COVID-19.

– Pierwszy z nich realizowaliśmy w Szwecji, gdzie jednej grupie osób zaoferowaliśmy równowartość około 24 dol. za przyjęcie szczepionki na COVID-19. Następnie za pomocą danych administracyjnych i ankietowych mogliśmy obserwować, czy te osoby faktycznie się zaszczepiły i jakie były ich dalsze losy. W drugim eksperymencie prowadzonym w Stanach Zjednoczonych poinformowaliśmy niektórych uczestników o amerykańskich programach zachęt, a innym nie przekazaliśmy tej informacji. Następnie porównaliśmy te dwie grupy pod kątem intencji zaszczepienia się i innych wskaźników – wyjaśnia Armando N. Meier.

Dowody pozyskane w obu eksperymentach wskazują, że dane te uzupełniają się nawzajem. Naukowcy ustalili, że ​​zachęty finansowe do szczepień przeciwko COVID-19 nie mają negatywnych niezamierzonych konsekwencji. Wyniki badania mają ułatwić decydentom podejmowanie decyzji co do tego, czy i w jakim zakresie wprowadzać zachęty finansowe do szczepień. Wokół tego tematu rodzi się bowiem wiele kontrowersji.

– Niektórym aspektom tego zagadnienia przyglądamy się w naszym badaniu. Jednym z jego celów było właśnie sprawdzenie, czy należy martwić się o płacenie ludziom za szczepienie, bo może wywoływać to w nich presję lub prowadzić do nieświadomych decyzji. Zbadaliśmy, czy taka sytuacja rzeczywiście występuje, i nie trafiliśmy na nic, co wskazywałoby, że gdy zaoferowaliśmy płatność za pierwszą dawkę szczepionki na COVID-19, ludzie czuli się zobowiązani do szczepienia lub podejmowali decyzje w sposób nieświadomy. Oczywiście jednak pod względem etycznym można rozpatrywać tę sprawę z wielu punktów widzenia i nie wszystkie wątpliwości można rozwiać za pomocą dowodów empirycznych – podkreśla badacz Uniwersytetu w Lozannie.

Autorzy badania zwrócili w artykule opublikowanym w „Nature” uwagę na to, że podczas pandemii COVID-19 rządy i organizacje na całym świecie wykazywały skrajnie odmienny stosunek do wprowadzania zachęt. Niektóre oferują lub oferowały zachęty finansowe do szczepień, podczas gdy inne się wstrzymywały, martwiąc się poważnymi, niezamierzonymi konsekwencjami.

– Dokładnie ten aspekt analizowaliśmy w naszych dwóch badaniach. Ich wyniki wskazują, że poziom wyszczepienia na COVID-19 można zwiększyć dzięki zachętom finansowym i nie niesie to ze sobą niekorzystnych skutków na dłuższą metę. Analizowaliśmy szereg różnych wskaźników, na które zachęty finansowe mogłyby mieć niekorzystny wpływ, i w całym badaniu nie zaobserwowaliśmy żadnych negatywnych skutków ubocznych. Nie oznacza to, że zmierzyliśmy wszystkie potencjalne niekorzystne konsekwencje, ale zajęliśmy się większością obaw wygłaszanych przez decydentów i środowiska akademickie. Jest to oczywiście jedno z pierwszych badań, w których przyglądamy się wielu wskaźnikom. Mamy nadzieję, że dalsze badania uwzględnią również inne wskaźniki lub przeanalizują te same w innych kontekstach – dodaje Armando N. Meier.

Izolacja związana z pandemią przyspieszyła starzenie się mózgów nastolatków. Ich mózgi wyglądają jak u dorosłych poddanych w dzieciństwie trudnym doświadczeniom

0

Nastolatki poddane izolacji doznały szybszego starzenia się mózgów  wynika z badania przeprowadzonego na Uniwersytecie Stanforda. Cechy neuroanatomiczne okazały się być zbliżone do tych, jakie wykazują mózgi osób dorosłych poddanych w dzieciństwie trudnym doświadczeniom. Jak dotąd​ nie są znane długofalowe skutki tych zmian, ale prawdopodobnie wywrą one trwały wpływ na rozwój psychiki młodych osób. Co więcej, procesu nie można już odwrócić, a jedynie spowolnić jego postępowanie.

– Mózgi nastolatków po izolacji związanej z pandemią nie były takie same jak mózgi młodych ludzi, które zbadaliśmy przed pandemią. Porównaliśmy je i zauważyliśmy, że mózgi nastolatków zbadane po pandemii wyglądają na starsze oraz miały bardziej rozwinięty hipokamp, większą objętość ciała migdałowatego, zmniejszenie grubości kory mózgowej i charakteryzowały się większą luką szacowanego wieku mózgu, starszym wiekiem mózgu niż u młodych osób w tym samym wieku przed pandemią – mówi w wywiadzie dla agencji Newseria Innowacje dr Ian Gotlib, prof. psychologii i neuronauki na Uniwersytecie Stanforda.

Początkowo zadaniem naukowców było badanie długofalowego wpływu stresu we wczesnym etapie życia na tworzenie się ścieżek neuronalnych w mózgu na rozwój mózgu u dziewczynek i chłopców. Średnia wieku uczestników badania to 16 lat. Uczestniczyły w nim 163 osoby. Kiedy projekt był na etapie ponad połowy realizacji, wybuchła pandemia COVID-19. Zaskakujące dane pojawiły się po wznowieniu badania. Obszary mózgu, w których doszło do szybszego starzenia, są odpowiedzialne za reakcje na emocje, a także kształtują pamięć i skupienie.

– Doświadczanie trudności na wczesnym etapie życia ma podobny wpływ na mózg osób dorosłych, ale dotyczy to dużo dłuższego okresu. Nie stwierdzono wcześniej tego rodzaju wpływu w tak krótkim okresie. Miało to wpływ na zdrowie psychiczne w tym sensie, że gorszy stan psychiczny okazał się być powiązany ze starszym wiekiem mózgu. Nie wiemy jednak, czy ten efekt jest trwały, czy się utrzymuje, czy jest to przemijająca reakcja na stres związany z pandemią. Zamierzamy więc ponownie zbadać te osoby, kiedy osiągną wiek 20 lat, aby się przekonać, czy obserwowane skutki są trwałe – zapowiada prof. Ian Gotlib.

Z badania wynika, że nastolatki oceniane podczas pandemii mają cechy neuroanatomiczne, które są bardziej typowe dla osób starszych lub które doświadczyły znacznych przeciwności losu w dzieciństwie. Jak dotąd trudno więc ocenić długofalowe skutki zmian, zarówno dla zdrowia psychicznego, jak i fizycznego.

– Ważnym wnioskiem z naszych badań jest to, że  u nastolatków po izolacji związanej z pandemią stwierdzono wyższe wskaźniki depresji, lęku i obniżonego nastroju. Moim zdaniem ważne jest zapewnienie odpowiednich narzędzi młodym ludziom doświadczającym problemów ze zdrowiem psychicznym – mówi profesor Uniwersytetu Stanforda.

Z badania przeprowadzonego wśród psychologów i pedagogów przy udziale naukowców z Wydziału Psychologii i Kognitywistki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu wynika, że 87 proc. badanych zauważa pogorszenie u dzieci i młodzieży stanu psychicznego i emocjonalnego. 78 proc. respondentów dostrzegło wzrost próśb o interwencję i pomoc psychologiczną. 

Uniwersytety Europejskie rosną w siłę. Mają stworzyć realną konkurencję dla uczelni amerykańskich i chińskich

0

Do końca stycznia uczelnie wyższe, które chcą się stać częścią sojuszy Uniwersytetów Europejskich – integralnej części programu Erasmus+ – mogą zgłaszać swoje aplikacje. Nabór ogłoszony w końcówce ubiegłego roku ma tym razem rekordowy, łączny budżet w wysokości 387,2 mln euro. – Uniwersytety Europejskie są na tyle świeżą inicjatywą, że trudno jest ocenić wszystkie zyski, jakie płyną z ich funkcjonowania dla europejskiego szkolnictwa wyższego. Rodzi się jednak pewien nowy twór, który moim zdaniem będzie w dużym stopniu wpływać na przyszłość europejskiego akademizmu – mówi prof. Jan Słyk, prorektor ds. studiów Politechniki Warszawskiej. Jak wskazuje, inicjatywa Uniwersytetów Europejskich ma przede wszystkim zwiększyć konkurencyjność uczelni z krajów UE względem tych ze Stanów Zjednoczonych czy Azji, które od lat okupują czołówkę Listy Szanghajskiej. 

– Konkurencyjność europejskich uczelni wynika z bardzo bogatej tradycji europejskiego akademizmu. I myślę, że to właśnie europejska akademia wciąż jest wzorem dla szkolnictwa wyższego na świecie. Ale jeśli porównamy potencjał finansowy czy infrastrukturalny, to tutaj już nie wypada to tak korzystnie w zestawieniu z szansami, jakie tworzą dla swojego akademizmu chociażby Stany Zjednoczone czy Chiny. I to jest jeden z powodów, dla których powstała idea konsorcjów Uniwersytetów Europejskich. One mają być silniejsze poprzez interdyscyplinarność oferty, poprzez większą pulę talentów, które gromadzą – mówi prof. dr hab. inż. arch. Jan Słyk.

Aktualną pozycję amerykańskich i chińskich uniwersytetów dobrze odzwierciedla tzw. Lista Szanghajska, czyli ranking najlepszych na świecie uczelni wyższych, opracowywany między innymi na podstawie danych o laureatach Nagrody Nobla i medalu Fieldsa, najwyżej cytowanych pracach czy artykułach opublikowanych w prestiżowych magazynach naukowych „Nature” i „Science”.

Ostatnie, ubiegłoroczne zestawienie po raz kolejny otworzył Uniwersytet Harvarda, a w pierwszej trójce znalazły się jeszcze dwie amerykańskie uczelnie: Uniwersytet Stanforda i Massachusetts Institute of Technology. W pierwszej dziesiątce jest ich łącznie aż osiem i tylko dwa uniwersytety europejskie – czyli brytyjski Oxford i Cambridge. Natomiast uwzględniwszy pierwszą setkę, znalazło się w niej aż 39 uczelni amerykańskich i 14 azjatyckich (w tym dziewięć z Chin).

Spośród państw należących do Unii Europejskiej pierwsza uczelnia sklasyfikowana na ubiegłorocznej Liście Szanghajskiej znalazła się dopiero na 16. pozycji (francuski Uniwersytet Paris-Saclay). W pierwszej 50-tce jest ich w sumie tylko pięć, natomiast w pierwszej setce uplasowało się tylko 20 uniwersytetów z Unii Europejskiej (wyłączywszy brytyjskie i szwajcarskie uczelnie).

Szansą na podniesienie ich konkurencyjności ma być przede wszystkim międzynarodowa współpraca – w tym unijny program wymiany edukacyjnej Erasmus+, którego budżet na lata 2021–2021 przekracza rekordowe 28 mld euro (czyli ok. 13 mld euro więcej niż w poprzedniej perspektywie finansowej). Jego integralną częścią są partnerstwa w ramach sojuszy Uniwersytetów Europejskich – czyli międzynarodowe sieci uczelni funkcjonujących na podstawie wspólnie wypracowanych zasad. Mogą stworzyć ją minimum trzy instytucje szkolnictwa wyższego z co najmniej trzech krajów członkowskich UE lub innych krajów należących do tego programu.

– W naszej sieci są nie tylko partnerzy korzystający z funduszy na rozwój europejskich sieci akademickich. Mamy też np. partnera stowarzyszonego ze Szwajcarii, który chce z nami w pełni współpracować, korzystając z innych źródeł finansowania. To oznacza, że rodzi się pewien nowy twór, który ma raczej wymiar intelektualny niż formalny. Moim zdaniem on będzie w dużym stopniu wpływać na przyszłość europejskiego akademizmu – mówi prorektor ds. studiów Politechniki Warszawskiej.

Sojusze Uniwersytetów Europejskich to inicjatywa, która działa dopiero od kilku lat i jest częścią ogólnej wizji utworzenia do 2025 roku wspólnego, europejskiego obszaru edukacji. Obecnie istnieją 44 Uniwersytety Europejskie, które skupiają w sumie 340 instytucji szkolnictwa wyższego z 31 krajów Wspólnoty oraz m.in. Islandii, Norwegii, Serbii i Turcji. W Polsce należy do nich obecnie 18 uczelni nadzorowanych przez MEiN (w tym m.in. krakowska AGH, Politechnika Warszawska, Poznańska i Śląska). Każda z nich otrzymuje budżet w wysokości do 14,4 mln euro z programu Erasmus+ na okres czterech lat. 

– Mam nadzieję, że spowoduje to, że ten dystans w sile infrastrukturalnej i finansowej pomiędzy uczelniami z Europy a Stanów Zjednoczonych czy Chin ulegnie zmniejszeniu – mówi prof. dr hab. inż. arch. Jan Słyk. – Na razie Uniwersytety Europejskie są jednak na tyle świeżą inicjatywą, że trudno jest ocenić wszystkie zyski, jakie płyną z ich funkcjonowania dla europejskiego szkolnictwa wyższego.

Celem sojuszy Uniwersytetów Europejskich jest przede wszystkim wspierać atrakcyjność i jakość edukacji, wzmacniać konkurencyjność europejskich uczelni na arenie międzynarodowej oraz rozwijać mobilność studentów. Dzięki tej inicjatywie studenci mogą m.in. zdobywać dyplomy w trybie łączenia studiów w kilku państwach UE. Międzyuczelniane sojusze współpracują też w dziedzinie badań naukowych i innowacji.

 Cały czas staramy się wzmacniać siłę tych powiązań i od tego, na ile wydajne będą kontakty pomiędzy wszystkimi grupami naszej społeczności akademickiej, zależy to, jak silne będzie konsorcjum. Chodzi m.in. o to, żeby One Campus – a tak się nazywa jeden z pakietów roboczych naszego konsorcjum – był żywym organizmem, żeby student mógł w czasie rzeczywistym zobaczyć ofertę dziewięciu uniwersytetów i skorzystać z niej, nawet niekoniecznie wyjeżdżając gdzieś na kilka miesięcy – mówi prorektor ds. studiów Politechniki Warszawskiej.

Wymiana taboru w polskiej kolei regionalnej na rekordową skalę. Polregio kupi 200 nowych składów za ponad 7 mld zł

Około 200 składów elektrycznych, wartych ponad 7 mld zł, zasili do 2026 roku tabor Polregio, czyli największego w Polsce przewoźnika kolejowego, który wczoraj podpisał w tej sprawie umowy ramowe z producentami. To rekordowe jak dotąd zamówienie dla polskiej kolei regionalnej, które w dużej mierze sfinansują środki unijne. Nowoczesne pociągi, wyposażone m.in. w Wi-Fi i klimatyzację, zaczną już za dwa lata sukcesywnie się pojawiać we wszystkich województwach, z którymi Polregio ma podpisane umowy. 

– To jest kamień milowy, jeśli chodzi o polską kolej regionalną, która w każdym cywilizowanym kraju stanowi 80-85 proc. przewozów. U nas jest trochę inaczej, ale to się zmienia. Ten nowy tabor pomoże przekroczyć tę granicę – mówi agencji Newseria Biznes Artur Martyniuk, prezes zarządu Polregio.

Umowy ramowe zostały podpisane z czterema producentami taboru na dostawę do 200 składów elektrycznych, w tym ok. 15 pojazdów wodorowych i hybrydowych. To spółki FPS H. Cegielski, Pesa Bydgoszcz, Newag oraz Stadler Polska, które w ciągu trzech najbliższych lat mają dostarczyć nowoczesne, funkcjonalne pociągi z Wi-Fi i klimatyzacją, które będą osiągać prędkość do 160 km/godz., a dzięki temu na zmodernizowanych i przystosowanych do takiej prędkości odcinkach skróci się czas podróży.

– Ta umowa doprowadzi do wielkiej modernizacji całego taboru Polregio, który obsługuje miliony polskich pasażerów dojeżdżających codziennie do pracy, szkół, szpitali. W dość krótkiej perspektywie czasowej nasi obywatele będą mieć możliwość podróżowania wygodnymi, bezpiecznymi pociągami na krótkich odległościach – mówi Arkadiusz Mularczyk, sekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. – Ten nowy tabor będzie produkowany w Polsce. Tak więc w sumie są to cztery spółki, z których część należy do polskiego kapitału, ma produkcję w naszym kraju. To stwarza szansę na nowe miejsca pracy i podatki, które zostaną w Polsce – dodaje.

Nowy tabor dla Polregio to rekordowe jak dotąd zamówienie dla polskiej kolei regionalnej, warte łącznie ponad 7 mld zł. To finansowanie będzie pochodzić w dużej mierze z unijnych grantów i pożyczek (w tym z Krajowego Planu Odbudowy oraz programów FENiKS i RPO) oraz innych źródeł (m.in. z Europejskiego Banku Inwestycyjnego), a także komercyjnych instrumentów dłużnych i środków własnych przewoźnika, który znajduje się obecnie w stabilnej sytuacji finansowej. W ostatnich dwóch latach zabezpieczył blisko 10 mld zł po stronie przychodów do 2030 roku w wieloletnich umowach z urzędami marszałkowskimi. Teraz posłużą one jako zabezpieczenie zobowiązań zaciągniętych przez Polregio na zakup nowego taboru.

Nowe pociągi dla Polregio zostaną zamówione w dwóch wersjach: krótszej, dwuczłonowej (maksymalnie 60 składów i co najmniej 130 miejsc siedzących w każdym) oraz dłuższej, trzyczłonowej (maksymalnie 140 składów po minimum 210 miejsc siedzących). Oprócz klimatyzacji i bezprzewodowego internetu będą wyposażone m.in. w system dynamicznej informacji pasażerskiej, a ich układ wnętrza zostanie przystosowany do potrzeb osób z niepełnosprawnością – pojazdy będą niskopodłogowe i jednoprzestrzenne, z pochylnią lub automatyczną windą.

– Te 200 nowych składów wprowadzonych do ruchu wymieni bardzo zużyte i mało komfortowe wozy. Zmiana będzie fundamentalna – mówi Krzysztof Zdziarski, prezes PESA SA. – Dziś tabor przygotowujemy już nie tylko do podróży, ale również do pracy, więc on jest wyposażony m.in. w szybkie łącza i stoły, na których można rozłożyć laptopy, żeby ten czas przejazdu, z reguły wynoszący do godziny, wykorzystać efektywnie.

Podpisanie umów ramowych to jak na razie pierwszy krok na drodze do pozyskania nowego taboru. Kolejnym będzie udział Polregio w konkursach, których ogłoszenie planuje Centrum Unijnych Projektów Transportowych. Od momentu rozstrzygnięcia konkursu przez CUPT spółka w ciągu kilku tygodni ogłosi aukcję elektroniczną, a następnie na jej podstawie podpisze umowę lub umowy wykonawcze z producentami nowego taboru.

– Umowy ramowe zostały podpisane, ale teraz czas na kolejne kroki – m.in. warunki przetargowe, specyfikacje pojazdów etc. – które są już w przygotowaniu i powinny nastąpić na przestrzeni kilku następnych tygodni. Musi nastąpić koncentracja na umowach wykonawczych, dopiero wtedy rozpocznie się produkcja taborów – mówi Krzysztof Zdziarski.

Zgodnie z harmonogramem pierwszy pociąg zamówiony przez Polregio ma zostać dostarczony w 2025 roku, a koniec dostaw nastąpi w lipcu 2026 roku. Nowe składy będą się sukcesywnie pojawiać we wszystkich województwach, z którymi Polregio ma podpisane umowy wieloletnie.


Nowy tabor dla Polregio to punkt kulminacyjny wieloletniego programu inwestycyjnego, który jest największym w historii tej spółki. Jego realizacja pozwoli na znaczne podniesienie komfortu podróży pasażerów i dalszy rozwój siatki połączeń, a w efekcie zwiększy liczbę pasażerów i przychody spółki z działalności podstawowej, czyli realizacji przewozów pasażerskich.

– Wymiana starego taboru na nowy, modernizacja i budowa nowych punktów utrzymania taboru oraz rozwój siatki połączeń, w tym wysoka częstotliwość kursowania pojazdów na danym odcinku, są ważnymi elementami rozwoju kolei regionalnej – podkreśla prezes Polregio Artur Martyniuk. – Ze wsi czy małego miasteczka do dużego miasta składy powinny jeździć co 15 minut, żeby pani Kowalska i pan Kowalski, którzy przyjdą na nasz przystanek, bez uczenia się rozkładu jazdy na pamięć wiedzieli, że jeśli się spóźnią, to na kolejną będą musieli czekać 15 minut. To jest bardzo ważne i to jest też kwestia większego finansowania ze strony marszałków województw, organizatorów transportu. Im większe finansowanie, tym większa siatka połączeń. Mając do tego nowy bądź zmodernizowany tabor, będziemy mogli jeszcze lepiej świadczyć nasze usługi, bo my przede wszystkim mamy pomagać Polkom i Polakom, żeby zaspokoić ich podstawową potrzebę, jaką jest swobodne, codzienne przemieszczanie się.