Strona główna Blog Strona 93

Prof. Koziołek: chcielibyśmy uczynić Śląski Festiwal Nauki platformą rozmowy z mieszkańcami

0

5. Śląski Festiwal Nauki rozpoczął się w sobotę wieczorem w Katowicach. Intencją organizatorów jest uczynienie z wydarzenia rodzaju platformy rozmowy z mieszkańcami – powiedział PAP kierujący festiwalem rektor Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach prof. Ryszard Koziołek.

Przez całą niedzielę Festiwal będzie oferował stacjonarnie atrakcje w plenerowym miasteczku nauki nad Rawą, w kampusie Uniwersytetu Śląskiego. Zaplanowano 200 pokazów naukowych, 24 wystawy, 14 scen, koncerty, warsztaty, wystawy i spotkania. Od poniedziałku do piątku wydarzenie będzie kontynuowane w formule online.

W rozmowie z PAP dyrektor generalny festiwalu prof. Ryszard Koziołek przypomniał, że poprzednia edycja wydarzenia przebiegała pod hasłem „Nauka jest bliżej”. „Tym razem postanowiliśmy podejść naprawdę blisko, czyli do miejsca, które dla Katowic jest bardzo znaczące: Rawa jest przykładem natury skrajnie zdewastowanej” – powiedział.

„Obrazowo można powiedzieć, że to jest takie miejsce, gdzie natura i cywilizacja zwarły się w nieprzyjaznym uścisku – i z tego uścisku zwycięsko wyszła cywilizacja, przemysł. Ale efekt tego zbieramy dzisiaj – i to jest dla uczelni, dla nauki, wyzwanie i wezwanie jednocześnie, bo niejako problemy, z którymi borykamy się jako obywatele, jako ludzie, społeczeństwo mamy tuż, na naszym placu, jak mówimy na Śląsku, czyli na naszym podwórku” – ocenił rektor.

„Idea zrobienia festiwalu nad Rawą, podyktowana przede wszystkim covidem i potrzebą bezpieczeństwa, stała się szansą i pretekstem, żeby zwrócić oczy na przestrzeń, która przez naukę stosowaną, jaką jest przemysł, została ekologicznie zdegradowana, ale przez naukę może zostać zrewitalizowana” – podkreślił prof. Koziołek, nawiązując do starań uczelni o rewitalizację Rawy, przynajmniej między rynkiem a kampusem.

„Chcemy też przypomnieć, że posiadanie uniwersytetu przez społeczności miejskie to wielki kapitał: to szansa uzyskania merytorycznego wsparcia w rozmaitych bolączkach, z którymi borykają się nasze społeczności. Chciałbym, aby uczelnie to były publiczne think tanki, gdzie obywatele, społeczności, grupy, instytucje mogą zwrócić się z pytaniami, jak żyć, jak sobie poradzić z rozmaitymi sprawami” – wskazał.

„Można zapytać, co jest prawdziwe, a co nie, co nauka mówi i zyskać uzasadnienie dla oczekiwań, roszczeń, postulatów wobec władzy czy wobec siebie samych. Ten potencjał uczelni jest niewykorzystany. My jesteśmy ogromnymi organizmami edukacyjno-naukowymi, które mają swoje cele i je realizują, ale często bardzo wąsko je definiują: trzeba wymyśleć nową szczepionkę czy nową baterię” – zobrazował rektor.

„Wtedy pokazujemy, że nauka jest wielka. Tymczasem wokół nas istnieją setki problemów, które dzięki nauce czy przy pomocy nauki po pierwsze można zrozumieć, bo od tego jesteśmy przede wszystkim, aby diagnozować i opisywać rzeczywistość, a później – tworzyć modele naprawcze. Z festiwalu chcielibyśmy zrobić taką platformę rozmowy z mieszkańcami” – zaakcentował prof. Koziołek.

Śląski Festiwal Nauki Katowice to jedno z największych wydarzeń popularnonaukowych w kraju i Europie, które we wszystkich dotychczasowych edycjach łącznie odwiedziło 150 tys. osób. Organizuje je dziewięć uczelni z regionu, a liderem i pomysłodawcą przedsięwzięcia jest Uniwersytet Śląski w Katowicach.

Wydarzeniem partnerskim ŚFN jest 16. Noc Naukowców Politechniki Śląskiej, która odbywa się również 9 października. W jej ramach naukowcy przygotowali dla uczestników ponad 100 propozycji popularyzatorskich – w warsztatach będzie można wziąć udział osobiście, odwiedzając pracownie i laboratoria, a wykłady będą transmitowane online.

W sobotni wieczór na scenie River Sound obok Szkoły Muzycznej odbyła się gala rozpoczęcia festiwalu – z debatą o przyszłości Rawy, wręczeniem Śląskiej Nagrody Naukowej 2021 i koncertem „Dźwięki rzeki” Michała Zygmunta.

W niedzielę organizatorzy od rana zapraszają gości w plener, do miasteczka nauki nad Rawą – rozciągającego się od rynku przez ulicę Teatralną, bulwary Rawy i terenu kampusu Uniwersytetu Śląskiego po budynek Wydziału Prawa i Administracji UŚ. Wstęp na festiwal możliwy jest na podstawie darmowej internetowej rejestracji.

W programie wydarzenia przewidziano się m.in. 200 pokazów naukowych, 12 scen, 4 strefy specjalne, hale namiotowe z pokazami, koncerty, warsztaty, wystawy i spotkania, m.in. ze świeżo upieczonym laureatem Nagrody Literackiej Nike Zbigniewem Rokitą, wyróżnionym za książkę „Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku”.

Następne dni – od 11 do 15 października (czyli od poniedziałku do piątku) – oferują wiele propozycji w formule online. Każdy dzień poświęcony będzie innej dziedzinie wiedzy: przyrodzie, technice, naukom humanistyczno-społecznym, naukom ścisłym, medycynie i zdrowiu. Będą propozycje dla dzieci szkolnych, ich nauczycieli i dla dorosłych.(PAP)

Autor: Mateusz Babak

W Polsce płatności zbliżeniowe biją rekordy popularności. Xiaomi i Mastercard wprowadzają tę funkcję do opasek elektronicznych na rękę

0

Według PwC Polska należy do grupy 10 państw świata, które przodują w płatnościach zbliżeniowych. Ich popularność nie ogranicza się jednak tylko do kart płatniczych, bo Polacy chętnie płacą też smartfonami, zegarkami czy opaskami. Według badań Mastercard już w 2019 roku Polska była piątym krajem w Europie i szóstym na świecie pod względem liczby transakcji dokonywanych za pomocą wearables. Wkrótce może awansować, bo Xiaomi – producent najpopularniejszych na rynku opasek Mi Band – wprowadził do najnowszej generacji swojego urządzenia funkcję płatności zbliżeniowych.

– Polska to świetne miejsce do tego, żeby popularyzować płatności zbliżeniowe, zresztą ten rynek już od dawna jest uznany przez wielkich graczy z tej branży. Nasycenie terminali płatniczych w punktach sprzedaży i punktach usługowych jest duże, dlatego popularyzacja np. bezstykowych kart zbliżeniowych czy kart kredytowych postępowała bardzo dynamicznie. W tej chwili jako ciekawostkę można powiedzieć, że ponad 95 proc. transakcji kartami kredytowymi to są właśnie transakcje bezstykowe. Z pewnością pomogła tu pandemia i związane z nią kwestie bezpieczeństwa – mówi Andrzej Gładki, zastępca dyrektora generalnego Xiaomi w regionie Europy Środkowo-Wschodniej.

Polska jest jednym z liderów innowacji w finansach. Firma doradcza PwC już kilka lat temu wskazywała, że tutejszy rynek jest swoistym poligonem doświadczalnym pod względem rozwoju i wykorzystania nowych technologii w sektorze finansowym, a Polacy błyskawicznie adaptują wszelkie nowinki w tym zakresie.

Przykładem są płatności zbliżeniowe. Polska należy do grupy 10 państw świata, które w nich przodują. Według danych NBP w I kwartale br. na około 38 mln Polaków przypadało w sumie 44,1 mln kart płatniczych (w tym prawie 39 mln kart zbliżeniowych), którymi dokonano w tym czasie 1,52 mld transakcji na łączną kwotę 198,2 mld zł. Transakcje bezgotówkowe stanowiły wśród nich blisko 93 proc. Według danych Ministerstwa Finansów już w połowie ubiegłego roku w Polsce działał ponad 1 mln terminali płatniczych POS, z których wszystkie obsługiwały płatności zbliżeniowe.

– Polacy są niezwykle chłonni, jeśli chodzi o innowacje płatnicze – mówi Aleksander Naganowski, dyrektor ds. rozwoju biznesu cyfrowego w Mastercard Polska. – Płatności zbliżeniowe to już w Polsce właściwie standard, w badaniach aż 96 proc. Polaków deklaruje, że płaci kartą zbliżeniowo.

Co ciekawe, badania Fundacji Polska Bezgotówkowa pokazują, że Polacy chcieliby mieć możliwość płacenia w nowoczesny sposób nawet w takich miejscach jak pobliski bazarek (48 proc.) czy publiczne toalety (41 proc.), w których zwykle potrzebny jest bilon. 1/3 Polaków chciałaby też móc zapłacić bezgotówkowo u krawca czy szewca, czyli w zakładach rzemieślniczych, które w ostatnich latach przeżywają swój renesans.

Popularność płatności zbliżeniowych w Polsce nie ogranicza się jednak tylko do kart, Polacy chętnie płacą też m.in. smartfonami. Według danych Cashless w II kwartale tego roku udział płatności mobilnych we wszystkich transakcjach zbliżeniowych wynosił ok. 10 proc., a klienci coraz chętniej sięgają po urządzenia mobilne, żeby płacić nimi zbliżeniowo. Dotyczy to też tzw. wearables, czyli np. zegarków i opasek fitness. Wystarczy zbliżyć je do terminala płatniczego w sklepie, tak jak w przypadku plastikowej karty czy telefonu. Według przeprowadzonego w 2019 roku badania Mastercard Polska była już wtedy piątym krajem w Europie i szóstym na świecie pod względem liczby transakcji dokonywanych za pomocą wearables.

– Płatności różnymi urządzeniami to ciągle rozwijający się sektor. W jednym z badań Mastercard już 36 proc. Polaków zadeklarowało, że płaci telefonem, a 2 proc. – jakimś urządzeniem, które nosi na sobie, np. opaską czy zegarkiem. Tego typu rozwiązania pojawiły się w Polsce kilka lat temu i początkowo oczywiście były drogie, ale później pojawiło się coraz więcej takich, które pozwalają popularyzować tę technologię – mówi Aleksander Naganowski.

– Możemy płacić telefonem, możemy płacić smartwatchem, ale to są urządzenia z innych kategorii cenowych, wciąż dużo droższe. Natomiast nasze Mi Bandy jak zwykle są bardzo przystępne cenowo, wersja Smart Band 6 z NFC kosztuje 249 zł, więc myślę, że wchodzimy na zupełnie inny poziom przystępności. To może spowodować jeszcze większą popularyzację płatności zbliżeniowych – dodaje Andrzej Gładki z Xiaomi.

Xiaomi Mi Band to jedna z najlepiej sprzedających się opasek sportowych – zarówno w Polsce, jak i globalnie. Według danych firmy analitycznej Canalys w II kwartale tego roku do klientów trafiło łącznie 40,9 mln tego typu urządzeń, a Xiaomi jest liderem tego rynku. Ma w nim 20-proc. udział i wyprzedza pod tym względem nawet Apple’a.

Xiaomi Mi Band pozwala rejestrować wyniki treningów, badać stan zdrowia i jakość snu, a przy tym odczytywać powiadomienia ze smartfona. Jedyną cechą, której do tej pory brakowało, jest możliwość płatności zbliżeniowych. Jednak to się właśnie zmienia, bo na polskim rynku zadebiutowała najnowsza generacja Mi Smart Band 6 NFC, która pozwala płacić za zakupy, wykorzystując w tym celu wirtualną kartę płatniczą Mastercard, zapisaną w opasce w formie tokena.

– Dotychczas już wprowadziliśmy na rynek kilka generacji opasek, które święcą triumfy i właśnie dzięki tym produktom jesteśmy liderem kategorii wearables na świecie. Natomiast w tej chwili dodajemy funkcjonalność płatności bezstykowych – mówi zastępca dyrektora generalnego Xiaomi w regionie Europy Środkowo-Wschodniej.

– Opaski Xiaomi, które są coraz częściej używane – nawet nie przez samych sportowców, ale też ludzi, którzy lubią liczyć kroki, mieć ładny zegarek albo po prostu dbają o zdrowie i pilnują, czy trenują wystarczająco – z pewnością przyczynią się do tego, że będziemy mieli tych płatności zbliżeniowych jeszcze więcej – dodaje dyrektor ds. rozwoju biznesu cyfrowego w Mastercard Polska.

Proces płatności nowym smart bandem jest bardzo prosty. Wystarczy w aplikacji Mi Fit wybrać usługę Xiaomi Pay, dostępną przy zakupie opaski, wprowadzić dane wybranej karty Mastercard, a następnie odpowiedni token zostanie wgrany na urządzenie, którym od tej pory będzie można płacić w sposób równie łatwy, co zegarkiem lub telefonem. Aby dokonać transakcji, wystarczy zbliżyć nadgarstek z urządzeniem do terminala POS. Co istotne, urządzenie jest wyposażone w funkcję, która zabezpiecza przed dokonaniem płatności w przypadkowy sposób.

Z funkcji płatności w Xiaomi Mi Smart Band 6 NFC mogą już korzystać użytkownicy kart Mastercard wydanych przez Bank Pocztowy oraz fintechy ZEN.com i Curve. Wkrótce do tej listy dołączą jednak kolejne instytucje finansowe.

– Do współpracy w ramach projektu Mi Smart Band 6 NFC – wspólnie z naszym partnerem Mastercard – zapraszamy jak najwięcej partnerów. Na start będzie to Bank Pocztowy oraz dwa fintechy, natomiast wkrótce dołączą jeszcze cztery kolejne banki, czyli BNP Paribas, Getin, mBank oraz SGB – zapowiada Andrzej Gładki.

Opaska Xiaomi Mi Smart Band 6 NFC, wprowadzona w partnerstwie z Mastercard, to pierwszy smart band tej marki wyposażony w funkcję płatności zbliżeniowych. Producent ocenia, że w jeszcze większym stopniu wesprze rosnącą popularność mobilnych płatności.

źródło: innowacje.newseria.pl

Prace nad medycznymi innowacjami przyspieszają. W Zabrzu otwarto nowoczesne centrum naukowo-badawcze

0

Liczba poważnych ataków hakerskich wzrosła w Unii Europejskiej w czasie pandemii o około 75 proc. Zostały nimi dotknięte m.in. ważne instytucje ochrony zdrowia czy sektora finansowego. Postępująca transformacja cyfrowa gospodarki będzie się wiązać z dalszym wzrostem zagrożenia cyberatakami, dlatego potrzebnych jest więcej rozwiązań do walki z nimi zarówno na szczeblu państwowym czy unijnym, jak i na poziomie każdej firmy, sektora przemysłu czy użytkownika indywidualnego sieci. Wśród działań podejmowanych na bieżąco powinna być także dywersyfikacja platform i narzędzi dla zachowania cyfrowej higieny. To pokazała m.in. ostatnia wielka awaria Facebooka. 

 Cyberbezpieczeństwo dotyczy przede wszystkim zabezpieczenia danych. Przemysł 2.0 był oparty na węglu, natomiast Przemysł 4.0 jest oparty na danych. Wszystko się od nich zaczyna i cyberbezpieczeństwo to jest kierunek, który pozwala nam je dobrze zabezpieczać. Natomiast nie można procesu zabezpieczania danych zupełnie oddzielać od procesu prawidłowej implementacji algorytmu, więc algorytmy też mają być konstruowane w sposób przejrzysty – ocenia w rozmowie z agencją Newseria Jacek Leśkow, profesor Politechniki Krakowskiej, lider projektu Europejskich Hubów Innowacji Cyfrowych (EDIH). – Do tego dążymy w Unii Europejskiej i na to w naszym obszarze ekonomicznym naprawdę będzie bardzo dużo funduszy.

Obszaru cyberbezpieczeństwa dotyczy coraz więcej inicjatyw zarówno na szczeblu krajowym, jak i unijnym. W czerwcu br. Komisja Europejska przedstawiła plan powołania wspólnej jednostki ds. cyberprzestrzeni, która ma umożliwić skuteczne reagowanie na coraz częstsze i liczniejsze cyberataki oraz pomagać w usuwaniu ich skutków. Państwa członkowskie będą mogły błyskawicznie wymieniać się informacjami na temat zagrożenia, co pozwoli stworzyć system wczesnego ostrzegania przed potencjalnym ryzykiem. W ramach projektu ma także powstać unijny plan reagowania na kryzysy cyberbezpieczeństwa. Wspólna jednostka ma być w pełni operacyjna przed końcem 2022 roku.

–  Od strony podejścia bardziej rynkowego, które promuje Unia Europejska, będziemy się starali implementować rozwiązania cyfrowe przede wszystkim w strategicznych kierunkach polskiej gospodarki i dbać o to, żeby to były rozwiązania bezpieczne – mówi ekspert. – Cyberbezpieczeństwo to proces ciągły. To jest tak samo jak zabezpieczanie samochodu przed kradzieżą. Jeśli mamy zabezpieczenia starszego rodzaju, to złodzieje do włamania zastosują nowsze technologie. Dlatego kwestia cyberbezpieczeństwa nie może być tylko zredukowana do bieżących afer.

Pretekstem do przyjrzenia się procedurom bezpieczeństwa i zabezpieczeniom na najwyższych szczeblach władz była seria ataków hakerskich na polityków. Przestępcy uzyskali dostęp m.in. do skrzynki mailowej ministra Michała Dworczyka, szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Hakerzy stali się znacznie bardziej aktywni, jeśli chodzi o ataki na urządzenia i konta także zwykłych użytkowników globalnej sieci.

– Dlaczego nastąpił wyciek maili z kont znanych polityków? Być może dlatego, że nie było jasnych instrukcji, co wolno, a czego nie wolno politykowi, jeżeli chodzi o dostęp do tzw. rzeczywistości cyfrowej – podkreśla Jacek Leśkow. – Powinniśmy sobie zdawać sprawę z tego, że posiadanie e-maila prywatnego, jeżeli jednocześnie piastujemy ważne stanowisko państwowe, musi wiązać się ze ścisłym rozdzieleniem kontekstu informacyjnego. Samo włamanie się znanemu politykowi na jego prywatne konto mailowe jeszcze nie musi oznaczać kompromitacji państwa polskiego. Z drugiej strony każdy użytkownik, zdając sobie z tego sprawę, że są olbrzymie ryzyka związane z wykorzystaniem platform cyfrowych, powinien je dywersyfikować.

To, jak ważna jest taka dywersyfikacja w ramach cyfrowej higieny, pokazała poniedziałkowa, kilkugodzinna awaria Facebooka i powiązanych z nim platform komunikacyjnych, choć nie była ona wynikiem ataku hakerów. Winne okazały się zmiany w konfiguracji routerów szkieletowych, które wyłączyły z użytkowania wszystkie serwery Facebooka. Problem w tym, że bez nich niemożliwy był np. fizyczny dostęp do serwerów z kopiami bezpieczeństwa, bo wszystkie wewnętrzne systemy firmy działały właśnie poprzez serwery Facebooka.

Z danych udostępnionych przez Komisję Europejską wynika, że w 2019 roku w Unii Europejskiej doszło do 432 poważnych cyberataków, w tym takich, które były wymierzone w urzędy państwowe. W 2020 roku było ich już 756, co oznacza wzrost o około 75 proc. W dobie pandemii problem się nasilił, a ofiarą były m.in. Europejska Agencja Leków czy Europejski Urząd Nadzoru Bankowego.

– Jeżeli chodzi o naszą obronę przed cyberatakami, na pewno wypełniamy zalecenia ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa i mamy zidentyfikowanych operatorów usług kluczowych. Nie możemy wszystkich bronić przed wszystkim, natomiast bronimy najważniejszych przed najważniejszymi atakami. I cały czas się uczymy, bo każdy atak to jest też okazja do nauki. Ich typów aż tak bardzo dużo nie ma, można więc je klasyfikować i potem automatyzować odpowiedź systemów na pojawiające się ataki – wyjaśnia profesor Politechniki Krakowskiej

Z raportu Mimecast, brytyjskiej firmy specjalizującej się w cyberbezpieczeństwie, wynika, że w czasie pandemii liczba ataków na firmy wzrosła o 64 proc. 61 proc. ankietowanych firm z całego świata było infekowanych przez ransomware. 52 proc. z nich zapłaciło okup. Oprócz tego wydatku stratę przynosiło także wyłączenie firmy z działalności – średnio na sześć dni. 71 proc. respondentów nieufnie podchodziło do zabezpieczeń archiwum rozmów w komunikatorach.

– Jednym z typowych ataków jest tzw. DDoS, czyli distributed denial of service. Haker atakuje serwer firmy bardzo dużą liczbą zapytań i serwer zamarza i nie działa. Możemy takim atakom przeciwdziałać poprzez agregowanie informacji. Każdy atak pozostawia pewien podpis w przestrzeni cyfrowej i rolą takich ludzi jak ja jest analizowanie tych podpisów, tworzenie bibliotek i uruchamianie automatycznych narzędzi do identyfikowania, żeby haker po raz drugi tą samą metodą nie mógł się posłużyć. Może się oczywiście posłużyć inną. To jest niekończący się proces, ale im więcej dywersyfikacji i świadomości tego, że możemy korzystać z różnych platform, tym trudniej będzie hakerom atakować nas w tak prosty sposób, jakim jest włamanie do skrzynki e-mailowej – wskazuje lider projektu Europejskich Hubów Innowacji Cyfrowych.

Zwiększeniu cyberbezpieczeństwa sprzyjać będzie także powołanie od początku 2022 roku Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości, które ma działać w strukturach Policji. W jednostce ma pracować niemal 2 tys. wyspecjalizowanych w cyberbezpieczeństwie funkcjonariuszy. To trzykrotnie więcej niż obecnie.

Źródlo: innowacje.newseria.pl

Nowoczesna technologia może ukrócić proceder podróbek i kradzieży na rynku sztuki i dóbr luksusowych. Tokeny NFT biją rekordy popularności

0

Rynek niewymienialnych tokenów (NFT) i obrót cyfrową sztuką z ich wykorzystaniem mocno zyskują na popularności od początku tego roku. Według informacji przytaczanych przez VISA tylko w sierpniu tego roku wolumen płatności na rynku NFT sięgnął 1 mld dol., podczas gdy w całym 2020 roku wyniósł raptem ok. 100 mln dol. Popularność tokenów sprawia, że tą technologią w coraz większym stopniu interesują się duże korporacje, bo technologia NFT może znaleźć zastosowanie nie tylko w przypadku cyfrowych, ale i fizycznych dóbr. – Są np. plany przypisania NFT do konkretnych nieruchomości i stworzenia czegoś na wzór elektronicznej księgi wieczystej opartej na blockchainie – mówi Piotr Jaśkiewicz z kancelarii Baker McKenzie.

 NFTs, czyli non-fungible tokens, są to tzw. tokeny niewymienialne. To oparte na blockchainie pliki cyfrowe, które są połączone albo z jakimś aktywem cyfrowym, czyli np. wirtualną sztuką, albo z jakimś przedmiotem materialnym. Mogą reprezentować np. nieruchomość, torebkę czy miejsce w łaziku, który będzie eksplorował kosmos. Można to porównać do fizycznego certyfikatu autentyczności, ale w odróżnieniu od zwykłych plików NFT nie są możliwe do skopiowania. Można je przenosić tylko pomiędzy portfelami użytkowników, co daje możliwość stworzenia unikalnego pliku w sieci blockchain – wyjaśnia w rozmowie z agencją Newseria Biznes Piotr Jaśkiewicz.

NFT to rodzaj kryptograficznego tokena. Pełni rolę certyfikatu potwierdzającego, że dany plik to oryginał istniejący tylko w jednym egzemplarzu. I choć plik, który jest przedmiotem sprzedaży, można kopiować i powielać, to oryginał z certyfikatem NFT jest tylko jeden. Wszystkie transakcje z jego udziałem i informacje dotyczące kwoty transakcji, nabywcy, sprzedawcy, numeru bloku i znacznika czasu są publiczne i można je sprawdzić. Podobnie jak w przypadku kryptowalut handel NFT odbywa się za pośrednictwem sieci blockchain.

 NFT zyskały dużą popularność w tym roku, kiedy znani artyści zaczęli w tej formie wystawiać swoje prace. To wykreowało całkowicie nowy sektor na rynku sztuki. Trudno jest sprzedać plik cyfrowy, grafikę czy wideo za jakieś większe pieniądze, jeżeli nie ma w tym waloru unikalności, ponieważ każdy może sobie taki plik później skopiować, a wideo często są dostępne np. na YouTubie. Natomiast opatrzenie plików właśnie takim cyfrowym certyfikatem autentyczności – czyli tokenem NFT – daje możliwość wykreowania wartości poprzez unikalność tego dzieła sztuki – mówi prawnik w kancelarii Baker McKenzie.

W marcu cyfrowa grafika „Everydays: The First 5000 Days” Mike’a Winkelmanna została sprzedana za rekordową jak dotąd kwotę 69 mln dol. podczas aukcji przeprowadzonej przez dom aukcyjny Christie’s. Nabywca – hinduski inwestor Vignesh Sundaresan – otrzymał właśnie token NFT potwierdzający jej autentyczność.

Co istotne, cyfrowe dzieła sztuki z takim certyfikatem można odsprzedać kolejnym nabywcom – dokładnie tak jak w przypadku tradycyjnych. Jednak token NFT nie może zostać skopiowany ani przeniesiony bez zgody właściciela. To powoduje, że ta technologia jest idealnym narzędziem dla kolekcjonerów służącym do przechowywania informacji o autentyczności i własności danego dzieła. Znajduje ona jednak coraz więcej zastosowań również poza sztuką.

 Dorota Rabczewska wykonała skan 3D swojego ciała, który następnie podzielono na 400 części i każdy taki puzzel został opatrzony tokenem NFT. To być może nietypowe zastosowanie, ale jednak dość typowej funkcji NFT, czyli stworzenie przedmiotu kolekcjonerskiego. Razem z NFT został też sprzedany pierwszy tweet twórcy Twittera czy karty z koszykarzami NBA. To są przedmioty kolekcjonerskie, których wartość rośnie i mogą one być jednym ze sposobów inwestowania. To jest całkowicie nowy sektor, jestem przekonany, że tutaj kreatywność będzie duża – podkreśla Piotr Jaśkiewicz.

Tą technologią w coraz większym stopniu interesują się też duże korporacje. Pod koniec sierpnia VISA – globalny potentat elektronicznych płatności – za 150 tys. dol. kupiła „CryptoPunk 7610″, czyli jedną z 10 tys. pikselowych grafik postaci, z których każda jest opatrzona dowodem własności przechowywanych w blockchainie ethereum. To właśnie projekt CryptoPunks zapoczątkował cały zyskujący w tej chwili na popularności ruch CryptoArt.

– Jeśli chodzi o inne obszary, w których wykorzystuje się NFT, to jednym z głównych jest branża rozrywkowa. Chodzi np. o problem sprzedawania biletów przez tzw. koników po kilkukrotnie wyższych cenach. Przy zwykłych biletach cyfrowych nie jest to problemem, ponieważ taki bilet można po prostu przesłać komuś mailem i kod QR zadziała tak samo. Natomiast w przypadku biletów opartych na technologii NFT nie ma możliwości przesyłania tych plików bez zgody oryginalnego wystawcy – mówi prawnik Baker McKenzie.

W NFT można też zaszyć automatyczną prowizję dla oryginalnego wystawcy, tak aby – przy przenoszeniu tokena – zawsze wracał do niego jakiś procent transakcji.

– Tę funkcjonalność już wykorzystują artyści. Ich sztuka często z czasem zyskuje na wartości, więc mogą też czerpać korzyści z tego wzrostu. Natomiast firmy z branży rozrywkowej zastanawiają się, czy mogą np. umożliwić sprzedaż biletów tą drogą przy jednoczesnym pobieraniu prowizji za taką transakcję – podkreśla ekspert.

Co istotne, technologia NFT może znaleźć zastosowanie nie tylko w przypadku cyfrowych, ale i fizycznych dóbr, jak np. samochody, domy czy luksusowe ubrania.

– Marki dóbr luksusowych – takie jak Louis Vuitton, Gucci, Prada czy Cartier – tworzą teraz platformę Aura. Jest to platforma, na której będą gromadzone właśnie tokeny NFT przypisane do konkretnych produktów. Będziemy mogli sprawdzić na niej, czy towar, który kupiliśmy, jest oryginalny, ponieważ będzie na nim kod QR powiązany właśnie z NFT. Jeżeli ta platforma zostanie udostępniona na potrzeby późniejszych transakcji na rynku wtórnym, to kupując używane dobra luksusowe, będziemy mogli sprawdzić, czy są one autentyczne i czy nie zostały skradzione – mówi Piotr Jaśkiewicz.

Według informacji przytaczanych przez VISA tylko w sierpniu tego roku wolumen płatności na rynku NFT sięgnął 1 mld dol., podczas gdy w całym 2020 roku wyniósł raptem ok. 100 mln dol. W raporcie „NFT: Engaging Today’s Fans in Crypto and Commerce” VISA ocenia, że ta nowa forma handlu ma ogromny potencjał w sporcie i świecie rozrywki, ale cały czas pojawiają się też nowe, zaskakujące zastosowania tej technologii.

 Są plany przypisania NFT do konkretnych nieruchomości i stworzenia czegoś na wzór elektronicznej księgi wieczystej opartej na blockchainie – mówi prawnik Baker McKenzie.

Podkreśla jednak, że rynek NFT na tę chwilę nie jest w żaden sposób uregulowany prawnie, co powoduje wiele nieścisłości.

 Musimy poruszać się w istniejących ramach prawnych w odniesieniu do nowej technologii, która trochę wymyka się regulacjom. Przykładowo często wydaje się, że kupując NFT, nabywamy jakieś aktywo, ale niekoniecznie tak jest. To jest tak, jakbyśmy kupili certyfikat autentyczności. Jeśli przekażemy komuś certyfikat autentyczności biżuterii, to nie oznacza, że przenosimy własność tej biżuterii – mówi Piotr Jaśkiewicz. – To nie będzie tak, że sprzedamy komuś nieruchomość, ponieważ przekazaliśmy mu NFT przypisany kiedyś przez kogoś do tej nieruchomości, ponieważ po prostu prawo takiego skutku nie przewiduje.

Stosowanie NFT na rynku sztuki jest objęte reżimem prawa własności intelektualnej i tutaj przeniesienie tokena będzie najczęściej kwalifikowane jako przeniesienie egzemplarza danego utworu. Nie oznacza jednak przeniesienia prawa majątkowego do niego, czyli nabywca nie ma możliwości komercjalizacji produktu czy nawet jego publicznego wyświetlania.

– Dlatego ważne jest, żeby do każdej transakcji, w której mamy przeniesienie tokena NFT, mieć również umowę, która powie nam, jakie uprawnienia przechodzą razem właśnie z takim tokenem – podkreśla ekspert. – Innym problemem jest fakt, że jeżeli prawa autorskie zostaną przy twórcy, teoretycznie nie ma przeciwwskazań, żeby twórca jeszcze raz wypuścił taką pracę z nowym NFT, a wtedy nasza oryginalność produktu traci na znaczeniu, a co za tym idzie, również wartość takiego aktywa spadnie. Aby zabezpieczyć się przed takimi sytuacjami, również powinniśmy mieć umowę.

Szczególnie przy transakcjach międzynarodowych trzeba zwracać uwagę na właściwy porządek prawny. Najczęściej stosowane będą przepisy właściwe dla kraju twórcy, ale  jak podkreśla Piotr Jaśkiewicz – ten rynek to dziś nieuregulowany Dziki Zachód i trzeba mieć to na uwadze, zawierając transakcje.

Innowacje.newseria.pl