Strona główna Blog Strona 96

55-metrowy jeziorny „sękacz” daje unikalny wgląd w czasy mamutów (i nie tylko)

0

Jak wyglądało lato na Podlasiu 450 tys. lat temu? Kiedy mieszkały tam mamuty? Jak szybko zmieniał się wtedy klimat? Dzięki unikalnym w skali świata, laminowanym osadom pobranym z 55-metrowego odwiertu nieopodal Białej Podlaskiej, naukowcy sięgają do szczegółowych informacji o czasach, kiedy klimat na Ziemi był podobny do współczesnego.

Drewno drzew inaczej przyrasta w różnych porach roku. Wiosną pojawiają się ciemne warstwy, a latem – jasne. To tzw. słoje. Dzięki nim z pnia ściętego drzewa można wyczytać choćby informacje o tym, ile roślina miała lat i jak sobie radziła w poszczególnych sezonach.

JEZIORNY SĘKACZ

Takie sezonowe warstwy – przypominające nieco sękacz – powstają nie tylko w drzewach, ale czasem również… na dnie głębokich jezior. Latem bowiem, kiedy w jeziorze rozkwita życie, na dno jeziora opada sporo jasnych cząstek osadu, którym jest wytrącony z wody węglan wapnia. Zimą zaś gromadzą się tam ciemniejsze cząstki organiczne obumarłych organizmów (w dużym uproszczeniu).

Jeśli jezioro spełnia odpowiednie warunki i jest odpowiednio głębokie, to takich warstw mogą być tysiące, a może nawet i kilkadziesiąt tysięcy. W tym niezwykłym przekładańcu – naturalnym archiwum przyrody – tak zwanym laminacie – ukryte są informacje, jak zmieniały się warunki w różnych okresach geologicznych.

Fot. Agnieszka Halaś
Fot. Agnieszka Halaś

Znajdziemy tam mikro- i makroskopowe szczątki roślin, które dominowały w okolicy, i pozostałości organizmów, które mieszkały w jeziorze i wokół niego. Wykorzystując bioindykacyjne cechy niektórych grup zwierząt czy roślin możemy się dowiedzieć, jak ciepłe były to lata. Można tam też szukać śladów po wybuchach wulkanów na świecie, a nawet poszukiwać dowodów na zmiany aktywności Słońca. A co bardzo ważne, dzięki istnieniu rocznych warstw można te znaleziska – i informacje, jakie kryją – bardzo dokładnie analizować.

Problem w tym, żeby znaleźć na Ziemi miejsca, w których były kiedyś bardzo głębokie jeziora, a warstwy w niezmącony sposób odkładały się przez dziesiątki tysięcy lat.

22 PIĘTRA W GŁĄB ZIEMI

Takie miejsce znaleziono w latach 80. XX w. pod Białą Podlaską. To jedno z najbardziej szczegółowych stanowisk lądowych na świecie, które dokumentuje przebieg interglacjału mazowieckiego – okresu w plejstocenie między przejściem dwóch lądolodów ze zlodowacenia południowopolskiego a zlodowaceniem środkowopolskim między ~350 tys. a 430 tys. lat temu.

Tego lata zespół dr. hab. Michała Słowińskiego wykonał tam – przy wykorzystaniu nowoczesnych narzędzi – odwierty o głębokości 55 metrów (to tyle, co 22-metrowy budynek) i pobrał te cenne geologiczne “roczniki”.

Fot. Agnieszka Halaś
Fot. Agnieszka Halaś

Michał Słowiński – profesor z warszawskiego Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN – w rozmowie z Nauką w Polsce opowiada, że odwiert wykonano w miejscu, w którym lądolód w trakcie zlodowacenia południowopolskiego (~730-430 tysięcy lat temu) wyrzeźbił rynnę glacjalną, w której następnie w okresie cieplejszym powstało nasze jezioro. Było ono wtedy głębokie na ponad 55 metrów, ale przez tysiące lat stopniowo wypełniało się osadami, aż całkiem się wypełniło i zanikło. Dziś na jego terenie znajduje się łąki i pole uprawne.

POLOWANIE NA MAMUTY

“Ponieważ owe laminy/warstwy są tak dobrze zachowane, to jeśli na przykład znajdziemy tam ślady mamuta – to możemy policzyć, ile lat przebywał/funkcjonował wokół jeziora oraz jak długo go u nas nie było. Albo możemy stwierdzić, że w takim a takim czasie nastąpiło ochłodzenie klimatu, ile czasu ono trwało i jakie konsekwencje miało dla środowiska przyrodniczego tej części Europy” – tłumaczy Michał Słowiński. I dodaje, że osady badanego stanowiska Ossówka pamiętają, jak mamuty przychodziły na te ziemie i stamtąd odchodziły w zależności od warunków klimatycznych. Jak komentuje, mamut jest dla nas dobrym, bo „wielkim” przykładem czegoś, co już nie wróci, a wymarcie tego gatunku związane jest bezpośrednio ze zmianami klimatycznymi,jakie zaszły pod koniec plejstocenu.

“Jeśli mamuty, tury czy żubry piły z tego jeziora albo się nad jego brzegami załatwiały, mamy szansę się o tym dowiedzieć” – mówi badacz. Wyjaśnia, że o obecności mamutów świadczyć może nie tylko ich paleoDNA zarchiwizowane w osadach laminowanych, ale również zarodniki grzybów, które były związane z odchodami tych dużych ssaków. Polowanie na „mamuty” to jednak nie wszystko.

GEOLOGICZNE SPOJRZENIE NA KLIMAT

Michał Słowiński tłumaczy, że jeśli chodzi o zmiany klimatu, to interglacjał mazowiecki – jest świetnie udokumentowany w badanym profilu – był okresem podobnym do interglacjału, w którym teraz żyjemy – holocenu.

“Nasza planeta nie tylko krąży dookoła Słońca, ale jeszcze się cyklicznie odchyla. Obecne odchylenie jest podobne do odchylenia, które nastąpiło w czasie tamtego interglacjału. Przypuszczamy więc, że Ziemia jest teraz tak samo jest 'ogrzewana’ przez Słońce, jak wtedy” – mówi. To cykliczne odchylenie ma związek z oddziaływaniem między Ziemią a Jowiszem (największą planetą Układu Słonecznego).

Dodaje, że interglacjał mazowiecki trwał około 35 tys. lat. A interglacjał, w którym żyjemy, zaczął się ponad 11 tys. lat temu. Wykorzystując analogię z okresu interglacjału mazowieckiego wychodzi więc na to, że powoli zbliżamy się do najcieplejszego – przynajmniej w naszej części Ziemi – odcinka w historii holocenu.

“W połowie tamtego interglacjału doszło do wytopienia lodu z Grenlandii. My dziś nie doszliśmy jeszcze do tego etapu. Jeśli jednak to nastąpi, poziom mórz tak się podniesie, że woda morska może nawet podejść pod Warszawę” – mówi. I dodaje, że to lekcja z przeszłości, z której warto wyciągnąć wnioski.

Fot. Agnieszka Halaś
Fot. Agnieszka Halaś

“Jeśli za sprawą człowieka procesy ocieplania klimatu będą zachodzić tak gwałtownie jak teraz, to wytopienie Grenlandii nastąpi nie za kilka tysięcy lat, ale np. za kilkaset” – ostrzega badacz. I zapewnia, że bardzo gwałtowny wzrost temperatury, który teraz obserwujemy, nie jest zjawiskiem naturalnym, wynikającym z odchylania Ziemi, ale przyczynił się do tego człowiek. Z tego więc względu ocieplenie klimatu prawdopodobnie będzie miało inny przebieg niż w analogicznym okresie plejstocenu.

Dzięki szczegółowym badaniom próbek pobranych z Podlasia będzie można jeszcze dokładniej, z o wiele większą rozdzielczością czasową – porównać zmiany klimatu w plejstocenie i teraz.

WCHODZĄC W SZCZEGÓŁY

Stanowisko Ossówka jest na razie jedynym znanym nauce stanowiskiem, które pokrywa osadami laminowanymi praktycznie cały okres interglacjału mazowieckiego. I tak np. stanowisko we Włoszech ma laminowane osady pokrywające 15,5 tys. lat, natomiast w Niemczech jest stanowisko, które liczy ~3,200 par lamin. Tam są więc tylko fragmenty informacji o przebiegu tego interglacjału. Natomiast dzięki osadom jeziornym stanowiska Ossówka mamy ciągły zapis” – tłumaczy naukowiec.

Fot. Agnieszka Halaś

„Badania na stanowisku Ossówka pod Białą Podlaską prowadzone są dzięki grantowi z NCN w ramach, którego współpracujemy z krajowymi i międzynarodowymi partnerami przed nami lata szczegółowych badań” – zapowiada dr hab. Słowiński.

źródło: naukawpolsce.pap.pl

Naukowcy: zachowane poddasze katedry z Kamienia Pomorskiego pochodzi w XIII w.

0

Jedyna tak dobrze zachowana na terenie Polski drewniana konstrukcja z XIII wieku to poddasze katedry w Kamieniu Pomorskim (Zachodniopomorskie) – ustalili toruńscy konserwatorzy. Do tej pory sądzono, że pochodzi z czasów nowożytnych. Drewno do jego budowy sprowadzono z pobliskiej wyspy Wolin.

Do takiego ustalenia doszli badacze z Wydziału Sztuk Pięknych UMK w Toruniu – prof. Ulrich Schaaf, dr Maciej Prarat i prof. Tomasz Ważny.

“Nie spodziewaliśmy się takiego odkrycia. Na zlecenie Zachodniopomorskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków mieliśmy ocenić wartość więźby dachowej (drewniany stelaż dachu – Nauka w Polsce) katedry w Kamieniu Pomorskim. Gdy znaleźliśmy się na poddaszu, od razu zwróciliśmy uwagę na nietypowy, bo na jego archaiczny styl budowy” – powiedział Nauce w Polsce dr Maciej Prarat.

Dokładna analiza dowiodła, że jest to najstarsza znana więźba dachowa z terenu Polski – przekonują badacze. Co ważne – jak podkreślił dr Prarat – zachowana w bardzo dobrym stanie. “Więźba zachowała taką samą strukturę, jak w XIII w. Jednak w wielu miejscach w czasie ponad 650-letniej historii świątyni wykonywano wymiany elementów drewnianych lub dodawano nowe wzmocnienia” – zaznaczył konserwator.

W jego ocenie drewniane elementy zachowane są w stanie “co najmniej dobrym”. Do ich konstrukcji użyto znacznych ilości drewna dębowego. “Z naszych analiz wynika, że sprowadzono je z pobliskiej wyspy Wolin. Na wielu elementach zachowały się nawet ślady po ich spławianiu. Są to dwa niewielkie otwory poprzez które łączono kłody z pomocą lin w momencie spławiania” – wyjaśnił naukowiec.

Katedra z Kamienia Pomorskiego uznawana była do tej pory za najstarszy obiekt sakralny Pomorza Zachodniego. Jednak, jak przyznał dr Prarat, w czasie analiz tej świątyni skupiano się głównie na jej średniowiecznych murach. “Nikomu nie przechodziło nawet przez myśl, że więźba dachowa pochodzi również z epoki” – podkreślił. To o tyle ciekawe, bo część historyków sądzi, że budowla uległa poważnemu zniszczeniu podczas najazdu wojsk brandenburskich w 1308 r. Tymczasem konserwatorzy dostrzegli, że więźba dachowa powstała przed wymurowaniem oryginalnych, ceglanych szczytów średniowiecznej budowli.

Z analiz wynika, że układ konstrukcyjny, jak i technika ciesielska użyte w czasie budowy dachu katedry w Kamieniu Pomorskim są niespotykane w Polsce. Występują na terenach niemieckojęzycznych w XIII i XIV w. Zapewne zatem stamtąd musiał przybyć warsztat ciesielski – uważa dr Maciej Prarat.

Naukowcy analizując drewno użyte do budowy dachu, stwierdzili, że do jego obróbki zastosowano siekiery, topory i piły. “Tego typu zestaw narzędzi był stosowany aż do XIX w. Na średniowieczny charakter konstrukcji wskazywały zastosowane rozwiązania ciesielskie, które były dość archaiczne i czasochłonne – nie były tak powtarzalne i uniwersalne, jak stosowane w późniejszych czasach” – wyjaśnił naukowiec. Dodatkowo, na wielu elementach dostrzeżono znaki ciesielskie, które miały ułatwiać ich montaż. Ich umiejscowienie jak i forma są również niespotykane w późniejszych czasach – podkreślił konserwator.

Kropkę nad i postawiły analizy specjalistyczne (dendrochronologiczne) ponad 30 próbek. Wynika z nich, że więźbę nad skrzyżowaniem naw wykonano z drewna ściętego w latach 1260-1268. W innym miejscu, nad nawą, drewno ścięto później, bo w latach 1360-1361. Ale wstępne rozpoznanie dachu nad prezbiterium pozwala stwierdzić, że drewno do jego budowy może pochodzić jeszcze z pierwszej połowy XIII w. – uważa dr Prarat.

“Zamknięcie budowy nad prezbiterium i skrzyżowaniem naw, w kilku przedziałach czasowych, miało ostatecznie miejsce do lat 60. XIII w., co potwierdzają wyniki naszych badań. Nawa zadaszona została sto lat później” – powiedział dr Prarat.

Historia świątyni sięga XII w. Po podbiciu Pomorza przez Bolesława Krzywoustego, biskup bamberski św. Otto dokonał w latach 1124-1128 chrystianizacji tego obszaru. W wyniku tej akcji w 1140 r. powstało biskupstwo w Wolinie. Na skutek najazdów duńskich, siedziba została przeniesiona do Kamienia Pomorskiego, gdzie w 1176 r. książę pomorski Kazimierz I ufundował nową katedrę, której więźbę dachową analizują właśnie toruńscy konserwatorzy. Świątynia miała powstać w miejscu wcześniejszego drewnianego kościółka przygrodowego. (PAP)

naukawpolsce.pap.pl

Dachy z instalacją fotowoltaiczną mogą stwarzać zagrożenie pożarowe. Zastosowanie istniejących przepisów niweluje to ryzyko

0

W Polsce gwałtownie przybywa instalacji fotowoltaicznych. W maju tego roku powstało ich aż 29,5 tys., a moc zainstalowana sięga już 5 GW. To m.in. efekty rządowych programów, które mają na celu zwiększenie efektywności energetycznej budynków i osiągnięcie neutralności klimatycznej. Na montaż paneli na dachach decyduje się wielu właścicieli domów jednorodzinnych, tymczasem poziom wymaganych przepisami zabezpieczeń przeciwpożarowych od lat pozostaje w ich przypadku niezmieniony. Dlatego eksperci Stowarzyszenia na rzecz bezpieczeństwa pożarowego NIzO (Nie Igraj z Ogniem) alarmują: – Jak każda instalacja elektryczna fotowoltaika może stać się źródłem pożarów, do których przyczyniają się również np. błędy instalacyjne czy brak serwisowania. Między innymi dlatego warto zadbać o odpowiednie zabezpieczenia dachów i poddaszy.

Od kilku lat w Polsce trwa boom na instalacje fotowoltaiczne. Ich liczba z roku na rok rośnie dwu-, trzykrotnie. Wzrost zainteresowania użytkowników napędzają m.in. rządowe programy takie jak Mój Prąd, w ramach którego można otrzymać dofinansowanie do takiej inwestycji. W połączeniu z odpowiednią izolacją budynku i pompą ciepła panele mogą stanowić źródło ogrzewania, dzięki czemu dom staje się  bardziej efektywny energetycznie.

– Obecnie na rynku obserwujemy dynamiczny wzrost liczby systemów fotowoltaicznych na dachach budynków, zarówno budynków jednorodzinnych, wielorodzinnych, jak i hoteli czy biur – wskazuje w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes Monika Hyjek, ekspertka ds. bezpieczeństwa pożarowego ze Stowarzyszenia NIzO. – Popularność fotowoltaiki pociąga za sobą również wzrost liczby pożarów od takich instalacji. Musimy mieć bowiem świadomość, że instalacje fotowoltaiczne, tak samo jak każde inne instalacje elektryczne, mogą być źródłem pożaru. Przyczyną tego są najczęściej błędy montażowe lub też uszkodzenia, które powstały na etapie użytkowania takich instalacji.

Domy jednorodzinne są największą grupą budynków w Polsce. Przepisy techniczno-budowlane zwalniają ich właścicieli z wielu przepisów dotyczących bezpieczeństwa pożarowego. Dla takich budynków nie ma konieczności określania klasy odporności pożarowej, a co za tym idzie podstawowej klasy odporności ogniowej elementów takiego budynku, jak również wymagań dotyczących rozprzestrzeniania ognia dla tych elementów.

– Przepisy techniczno-budowlane niestety nie stawiają żadnych wymagań szczegółowych dla dachów, na których stoi instalacja fotowoltaiczna, jednakże jest ogólny przepis, dzięki któremu nasz dach może być bezpieczny nawet z instalacją fotowoltaiczną – wskazuje Monika Hyjek.

Jak podkreśla, należy pamiętać, że nie ze wszystkich przepisów dotyczących bezpieczeństwa pożarowego inwestorzy są zwolnieni.

– Istnieje przepis ogólny, który nakazuje oddzielenie palnej konstrukcji lub palnego przekrycia od wnętrza budynku przegrodą, która ma odpowiednią klasę odporności ogniowej, niezależnie od tego, czy na takim dachu stoi instalacja fotowoltaiczna, czy nie. Przepis ten obowiązuje zarówno w budynkach jednorodzinnych, wielorodzinnych, jak i w budynkach biurowych czy hotelach i pensjonatach – wszędzie tam, gdzie poddasze użytkowe przeznaczone jest na cele mieszkalne lub biurowe – wskazuje ekspertka. – Jego realizacja pozwala na opóźnienie rozwoju pożaru, a tym samym na zwiększenie czasu na zawiadomienie straży pożarnej i rozpoczęcie akcji ratowniczo-gaśniczej, a przede wszystkim na ewakuację. To są minuty, które mogą uratować życie.

Paragraf 219 ustęp 2 tzw. warunków technicznych nakazuje oddzielenie palnej konstrukcji i palnego przekrycia dachu przegrodą o klasie odporności ogniowej EI 30 w budynkach niskich i EI 60 w budynkach średniowysokich i wysokich. Przepis ten obowiązuje w budynkach Zl III, Zl IV i ZL V, w których poddasze przeznaczone jest na cele biurowe lub mieszkalne. Zabezpieczenie poddasza i dachu jest szczególnie istotne w momencie instalowania paneli fotowoltaicznych, o czym powinni pamiętać nie tylko architekci, lecz także właściciele np. domów jednorodzinnych, którzy planują inwestycję w energię słoneczną.

– O zastosowaniu tego przepisu powinni pamiętać przede wszystkim architekci, projektanci, ale również dotyczy on właścicieli i zarządców budynków, szczególnie takich, na których dachach planowana jest instalacja fotowoltaiczna – wskazuje Monika Hyjek.

Najczęstszą przyczyną pożarów spowodowanych przez panele fotowoltaiczne są błędy instalacyjne i brak serwisowania. Dlatego dach, na którym je zainstalowano, oraz poddasze, nad którym się znajdują, powinny być odpowiednio zabezpieczone. Dotyczy to m.in. zapewnienia odporności ogniowej przekrycia dachu (z niepalnych materiałów lub co najmniej niepalnej izolacji cieplnej) oraz oddzielenia przekrycia od wnętrza budynku przegrodą o odpowiedniej odporności ogniowej.

– Realizacja tego przepisu polega na wykonaniu dachu zgodnie z klasyfikacją w zakresie odporności ogniowej. W dokumentach tych znajdują się pewne ograniczenia, pewne warunki brzegowe, których spełnienie pozwala na zapewnienie odpowiedniego poziomu odporności ogniowej dla takiego przekrycia. Dostępne na rynku klasyfikacje nakazują m.in. ocieplenie takiego przekrycia izolacją z wełny skalnej, w niektórych przypadkach szklanej. Oznacza to, że nie dopuszcza się izolacji takiego przekrycia izolacją z pianki poliuretanowej lub celulozy – wskazuje ekspertka ds. bezpieczeństwa pożarowego ze Stowarzyszenia NIzO.

źródło: innowacje.newseria.pl

Gwałtowne zjawiska pogodowe będą coraz częstsze. W Polsce problemem będą nawalne deszcze i okresy ekstremalnej suszy

Według raportu Międzynarodowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC), działającego przy ONZ, działalność ludzi spowodowała wzrost globalnej średniej temperatury o ok. 1˚C w stosunku do okresu sprzed epoki przemysłowej. Jeśli ocieplenie klimatu nie wyhamuje, temperatura na świecie wzrośnie o 1,5˚C już w latach 2032–2050. – Oznacza to większe prawdopodobieństwo zjawisk ekstremalnych, co przekłada się na bezpieczeństwo ludzi, przemysłu czy rolnictwa – mówi dr Joanna Remiszewska-Michalak, fizyczka atmosfery. W Polsce szczególnie niebezpieczne mogą być nawalne deszcze przeplatające się z okresami suszy, która będzie zwiększała ryzyko pożarowe.

Raport IPCC powstał po dwóch latach pracy, dzięki zaangażowaniu 100 autorów z 36 krajów. Naukowcy opisują w dokumencie, w jaki sposób kryzys klimatyczny wpłynie na obszary pokryte lodem i wodą oraz jakie będzie to miało konsekwencje dla życia ludzi. Okazuje się, że globalne ocieplenie będzie miało wpływ na życie wszystkich ziemskich istot, a w dramatyczny sposób pogorszy warunki bytowe wielu ludzi. Z uwagi m.in. na topnienie lodowców zmiany klimatyczne mogą oznaczać konieczność przeprowadzki dla 670 mln osób, które mieszkają w regionach wysokogórskich i 680 mln ludzi mieszkających na wybrzeżach.

Najbardziej prawdopodobny scenariusz opisany w raporcie przewiduje wzrost temperatury o 2,7˚C do końca XXI wieku, a najbardziej pesymistyczny – nawet o 4,4˚C, co mogłoby oznaczać podwyższenie poziomu morza aż o 3 m.

– Wzrost średniej globalnej temperatury o każdą 0,1 stopnia Celsjusza oznacza większe prawdopodobieństwo zjawisk ekstremalnych, co oczywiście bezpośrednio przekłada się na bezpieczeństwo ludzi, funkcjonowanie przemysłu i rolnictwa. Nawalne opady deszczu czy gwałtowne zjawiska wiatrowe powodują duże szkody materialne, których już doświadczyliśmy i na pewno będziemy doświadczać w większym stopniu w miarę ocieplania się klimatu – kontynuuje dr Joanna Remiszewska-Michalak.

Jednak nagłe i ekstremalne zjawiska pogodowe mogą mieć również wpływ na produkcję żywności. Z jednej strony efektywność rolnictwa wzrasta, a w erze globalizacji łańcuchy dostaw też funkcjonują globalnie. Jednak z drugiej strony badania wskazują, że w cieplejszym klimacie żywność ma mniejszą wartość odżywczą.

– Ponadto Polska importuje bardzo dużo żywności, a szacuje się, że 50 proc. krajów, z których trafia do nas żywność, doświadczy w najbliższych latach okresów gwałtownej suszy lub innych niszczących zjawisk atmosferycznych, które będą zagrażały dostawom – zauważa ekspertka.

Jak podkreśla, globalne ocieplenie oznacza większe ryzyko suszy i odpowiada bezpośrednio także za fale upałów, a to zawsze jest bezpośrednią przyczyną zjawisk związanych z pożarami.

– Przykładem są pożary w Grecji. Choć Grecja leży w innej strefie klimatycznej niż Polska i tam fale upałów są bardziej prawdopodobne. W Polsce to ryzyko jest trochę mniejsze, ale cały czas jest, więc nie możemy go wykluczyć. Postępująca susza również będzie zwiększała ryzyko pożarowe. Natomiast fale upałów w Polsce oznaczają przede wszystkim właśnie wzmożone zjawisko suszy. I my tę suszę mamy już od wielu lat, co w powiązaniu z naturalnie niską dostępnością wód nie pisze nam ciekawego scenariusza na przyszłość – ocenia dr Joanna Remiszewska-Michalak.

I dodaje, że obszar Morza Śródziemnego, czyli południowa Europa, we wszystkich scenariuszach związanych z kryzysem klimatycznym jest tym regionem, w którym fal upałów i pustoszących kraje pożarów będzie coraz więcej.

Raport IPCC pokazuje, że nie ma miejsca na świecie, które nie zostało dotknięte przez kryzys klimatyczny, a globalne ocieplenie w różny sposób dotyka poszczególne obszary na Ziemi.

– W Polsce jest to większa ilość gwałtownych opadów deszczu przeplatanych okresami suchymi, czyli bez opadów. Co ciekawe, w Polsce nie zauważamy ilościowo poważnej zmiany w opadach, natomiast ich charakter zdecydowanie się zmienia. I to jest główne zagrożenie. Deszcze będą bardziej intensywne, a nasza infrastruktura nie jest przystosowana do zmieniającej się struktury zjawisk atmosferycznych – podsumowuje fizyczka atmosfery.

Według twórców raportu IPCC niezbędne jest jak najszybsze ograniczenie emisji gazów cieplarnianych, aby powstrzymać globalne ocieplenie. Do 2030 roku powinna nastąpić redukcja emisji o połowę, a do 2050 roku należy ją całkowicie wyeliminować. Oznacza to, że kraje rozwinięte, także Polska, muszą zrezygnować ze spalania węgla najpóźniej do 2030 roku, a pozostałe – do 2040 roku.

Źródło: innowacje.newseria.pl